Dawid Tomala – człowiek, który przeszedł wszystkich

0
Dawid Tomala; fot. UG Bojszowy
Reklama

Do historii sportu przechodzą nieliczni – najwybitniejsi, najsprytniejsi, najlepsi. Czasem potrzeba też szczęścia. Jednak pomimo tego, że Dawid Tomala na starcie rywalizacji olimpijskiej chodziarzy w japońskim Sapporo nie był ani najbardziej utytułowanym, ani najwybitniejszym ze wszystkich uczestników, wykazał się sprytem, pokonał wszystkich i zdobył złoty medal.

Nikt tego złota się nie spodziewał. Ba, nawet Dawid nie podejrzewał, że stać go na taki wynik. 31-latek z Bojszów od początku morderczego dystansu 50 kilometrów trzymał się czołówki głównej grupy rywalizacji. Gdy ta doszła prowadzącego od początku Chińczyka Luo Yadonga, wyrwał się do przodu i wobec braku reakcji rywali, samotnie minął linię mety.

Przewaga którą wypracował, okazała się tak wielka, że żaden z pozostałych nie był w stanie mu zagrozić. Nawet pomimo tego, że pod koniec wyraźnie zwolnił, zostawił za sobą wszystkich, całą śmietankę tej dyscypliny – m.in. rekordzistę świata, Francuza Yohanna Diniza, obrońcę tytułu mistrza olimpijskiego sprzed pięciu lat, Słowaka Mateja Totha, najlepszych w tym roku Japończyków, Satoshiego Maruo i Hayato Katsukiego. To piąte w historii Polski złoto w chodzie – cztery poprzednie zdobył legendarny Robert Korzeniowski.

– To był dla mnie niesamowity dzień. Nie mogę w to uwierzyć. Pracowałem na taki sukces całe życie. Miałem 15 lat gdy poszedłem na pierwszy trening i już wtedy marzyłem, żeby zostać złotym medalistą olimpijskim. Początkowo chciałem to osiągnąć na dystansie 20 kilometrów, ale ten rok zmienił wszystko. Wystartowałem w Dudincach na 50 kilometrów. To był dopiero mój drugi występ na tym dystansie. A teraz zdobyłem mistrzostwo olimpijskie. To zwariowane, prawda? – mówił świeżo po zdobyciu medalu Dawid Tomala w rozmowie dla oficjalnych mediów igrzysk w Tokio.

Wspomniane Dudince, położone na Słowacji, były przełomem. Tam nasz bohater po raz pierwszy ukończył dystans 50 km i uwierzył, że może powalczyć nie tylko na krótszym, 20-kilometrowym dystansie, ale i chodziarskim maratonie. Tamtą rywalizację zakończył z czasem 3 godziny 49 minut i 28 sekund – nieco lepszym niż na trasie olimpijskiej, choć i tak jest to wynik dopiero numer 24 w klasyfikacji najlepszych w tym roku na świecie.

Reklama

Byłem skupiony przez lata na 20 kilometrach, ale potrzebowałem czegoś nowego, czegoś specjalnego. Pomyślałem, że nowy, dłuższy dystans będzie dobrym rozwiązaniem i teraz wiem, że jest. Czemu 50 km? Bo mamy najlepszego chodziarza w historii Roberta Korzeniowskiego. On jest legendą, a teraz ja zapisałem swój fragment tej historii – tłumaczy Tomala.

Dawid wiele zawdzięcza swojemu ojcu Grzegorzowi Tomali. To on, były sprinter, zachęcił go do rozpoczęcia treningów w klubie UKS Maraton Korzeniowski w Bieruniu, gdzie odkryto w nim talent. Jest też trenerem swojego syna i w rozmowie z Nowym Info nie ukrywał radości. – Wyścig oglądaliśmy w wąskim gronie rodzinnym, z żoną i drugim synem. Po pewnym czasie emocje jednak tak wzrosły, że trudno było je opanować i każdy oglądał to osobno – wspomina z uśmiechem.

– Rozmawiałem z Dawidem po wyścigu i mówił, że czuł się bardzo dobrze. Na „pięćdziesiątce” dopiero od 30 kilometra zaczynają się prawdziwe zawody. Opowiadał, że raz zrobił zryw, ale nikt za nim nie ruszył. Uznał, że nie ma na co czekać i ruszył swoim tempem – powiedział nam Grzegorz Tomala.

Na sukces Dawida składało się też racjonalne nawadnianie się oraz chłodzenie organizmu. Dawid jako jedyny w całej stawce korzystał z worków, które odbierał przy bufecie i wieszał na szyi. Wielu kibiców zwróciło na to uwagę, a współkomentujący wyścig w stacji Eurosport Korzeniowski pochwalił ten patent.

– Podobne rozwiązanie zaobserwowaliśmy na mistrzostwach świata w Dausze. Tam Japończycy mieli też worki, ale one były zasuwane, jak na buty. Wtedy w głowie urodził mi się pewien projekt, kupiliśmy kilka toreb na próbę, pocięliśmy je po skosie, żeby zawodnik nie musiał grzebać w worku, tylko miał na wyciągnięcie ręki wodę, żel, czapkę czy szalik chłodzący. Podobne rzeczy mają też kolarze, tylko oni mają więcej czasu. Tu musiało to być bardzo wygodne podczas wyścigu – zdradza trener i ojciec mistrza. Torby szyła osobiście mama zwycięzcy – pani Lucyna.

Według wielu to jedno z bardziej zaskakujących zwycięstw Polaków na igrzyskach, porównywalne jedynie do skoczka Wojciecha Fortuny na olimpiadzie w… Sapporo, w 1972 roku. Gdyby tego było mało, pan Fortuna obchodzi urodziny dokładnie 6 sierpnia.

Wspólne założenia ojca-trenera oraz syna-zawodnika na igrzyska były znacznie skromniejsze.

– Nastawialiśmy się na pierwszą ósemkę, bo to daje możliwości otrzymywania finansów przez cały rok. Ale trafił się dzień konia, kiedy indziej mogłoby się to wszystko zupełnie inaczej wydarzyć – mówi Grzegorz Tomala.

Aspekt finansowy odgrywa tu istotną rolę. Odpowiednio wysokie miejsce na imprezie tej rangi gwarantuje stypendium, a nie zapominajmy, że chód sportowy, jak i wiele innych dyscyplin, nie daje praktycznie żadnych pieniędzy. Przez długi czas Dawid łączył uprawianie sportu z pracą, jednak na dłuższą metę okazało się to niemożliwe. Podczas przygotowań do igrzysk w Tokio skupił się jedynie na sporcie, pozostając na utrzymaniu rodziców. Postawienie wszystkiego na jedną kartę opłaciło się, a życie pokazało, że potrafi wynagrodzić ciężką pracę.

Złoto olimpijskie to zdecydowanie największy sukces w karierze Dawida Tomali. Do tej pory za takie mogło uchodzić… mistrzostwo Europy juniorów z 2011 roku lub mistrzostwa Polski. W czempionatach światowych czy europejskich brał udział, ale bez większych sukcesów. Wystąpił też na igrzyskach w Londynie w 2012 roku, gdzie na dystansie 20 kilometrów zajął 19. miejsce.

6 sierpnia 2021 r. przeszedł do historii nie tylko zdobywając złoto. Ten wyścig był ostatnią „pięćdziesiątką” w chodzie na wielkiej imprezie. Światowa federacja lekkoatletyki zamiast niego, wprowadzi dystans 35 kilometrów. Szykuje się więc kolejne nowe wyzwanie dla 30-letniego Dawida, któremu zostało jeszcze kilka lat uprawiania sportu na najwyższym poziomie. Ale jeśli poradzi sobie z nim tak, jak z „pięćdziesiątką”, to możemy być o niego spokojni.

Kamil Hajduk

Bojszowianin Dawid Tomala mistrzem olimpijskim!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj