Przeżyli nawałnicę i zderzenie z pociągiem. Niezwykłe historie kapliczek ufundowanych w podzięce za uratowanie życia

0
Ks. prałat Eugeniusz Świerzy (w środku w okularach) z parafianami podczas remontu kapliczki św. Jana Nepomucena; fot. archiwum parafii św. pw. Marii Magdaleny w Tychach
Reklama

Kapliczki i krzyże przydrożne postrzegamy dziś jako zabytki małej architektury sakralnej, czasem jako punkty orientacyjne w terenie. Rzadziej czytamy ich inskrypcje i zastanawiamy się czemu powstały. Tymczasem za nimi kryją się fascynujące historie. Ich fundatorzy stawiali je często jako dziękczynienie za uratowanie wsi od zarazy czy ich bliskich lub ich samych od wydawałoby się niechybnej śmierci. Przedstawiamy dwie takie historie – z 1807 r. z Suszca Branicy oraz z 1977 r. z Tychów Glinki.

Jerzy SZOŁTYS, Jarosław JĘDRYSIK

W zachodniej części historycznej Puszczy Pszczyńskiej, przy leśnej drodze z Kobióra do Suszca, stoi kapliczka, którą miejscowi nazywają „Maryjka na Branicy”. Co roku, 3 maja i 15 sierpnia odbywają się tam nabożeństwa maryjne.

Część 1 – leśniczy Lucas uszedł cało ze straszliwej nawałnicy

Są dwie wersje powstania tej kapliczki. Według pierwszej, w 1807 roku przeszedł przez lasy pszczyńskie straszliwy tajfun, łamiący drzewa jak zapałki. Leśniczy z Branicy, niejaki Johann Lucas cudem przeżył pod stertą połamanych drzew, które utworzyły nad nim rodzaj szałasu. Drugą wersję podaje ostatni łowczy książęcy Willy Benzel (1887-1975) w swojej książce „Auge um Auge” („Oko w oko”) z 1971 r. Według niej leśniczy Lucas schował się podczas burzy pod dużym dębem, w którego uderzył piorun. W wyniku tego, dąb rozpadł się i zapalił, ale podmuch odrzucił leśniczego na bezpieczną odległość.

Kapliczka, którą 1807 r. ufundował leśniczy z Branicy; fot. Jerzy Szołtys

Jak było dokładnie dziś już trudno ustalić, ale faktem jest, że Johann Lucas ufundował stojącą do dziś kapliczkę Matki Boskiej za szczęśliwe ocalenie. Łowczy Benzel określa to miejsce, wtedy pięknie położone na polance wśród starych dębów, jako punkt zborny robotników leśnych, handlarzy drewnem i uczestników polowań.

Reklama

W  latach dwudziestych XX wieku leśniczym na Branicy był niejaki Corus. Człowiek urodzony na ziemi pszczyńskiej, znający dobrze miejscowe zwyczaje i ludzi. Gdy po Powstaniach Śląskich zrobił obchód po swoim rewirze „omal fajka nie wypadła mu z zębów, z którą rozstawał się tylko gdy, szedł spać” (cytat z książki Benzla). Zniknęły bowiem całe stosy drewna, a ponieważ leśniczy prowadził sprzedaż bezpośrednią, miał ogromny deficyt w kasie, z którego musiał się rozliczyć przed swoimi przełożonymi.

Inskrypcja na cokole kapliczki maryjnej; fot. Jerzy Szołtys

Po kilku bezsennych nocach udał się do księdza proboszcza w Suszcu, aby ten zaapelował z  ambony do wiernych i  ich sumień: „Kto kradł drewno w burzliwym okresie powstań, niech za nie zapłaci, a jak się wstydzi, to niech położy pieniądze pod wazonem z kwiatami na Maryjce”.

Corus był zaskoczony, gdy po kilku dniach pod wazonem na sławnej kapliczce znalazł banknoty. Chodził tam co kilka dni i zawsze znajdował podłożone pieniądze. Wkrótce deficyt w kasie został pokryty. Jego zdziwienie było jeszcze większe, gdy nadal co jakiś czas znajdował tam banknoty. Benzel pisze: „Corus nie chciał się jednak na tym wzbogacić i całą nadwyżkę oddawał proboszczowi na potrzeby parafii”.

Na początku lat 90. XX wieku piękny starodrzew wokół Maryjki został wycięty i obecnie kapliczka stoi w młodym sosnowym lesie. Dbają o to miejsce mieszkańcy gminy Suszec i Nadleśnictwo Kobiór. Kapliczkę odnowiono, zadaszono, postawiono tablicę informacyjną dla turystów i uporządkowano teren. Warto się do niej wybrać, np. w czasie niedzielnej wycieczki rowerowej.

Część 2 – ks. prałat Świerzy przeżył zderzenie z pociągiem

Stało się to 170 lat po ocaleniu leśniczego z suszeckiej Branicy. W Tychach Glince, obok przejazdu kolejowego, na starej lipie zawisła kapliczka ufundowana również w podzięce za uratowanie życia. Jej fundatorem był właśnie ks. Eugeniusz Świerzy, ówczesny proboszcz parafii pw. św. Marii Magdaleny w Tychach. Kiedy wraz z opiekunką charytatywną jechał samochodem do chorych, na przejeździe kolejowym w Glince, uderzył w nich pociąg. Obojgu nic się nie stało.

Kapliczkę przy przejeździe kolejowym na Glince (oryginał został zdewastowany) ufundował ks. Eugeniusz Świerzy w podzięce za uratowanie życia. Co roku odprawiane są tam msze św. w Dni Krzyżowe. Na zdjęciu przygotowania do nabożeństwa w maju 2014 r.; fot. Izabela Bablok

Genowefa Sornek z Glinki był świadkiem tego wypadku. Tak dziś wspomina to zdarzenie: – Pracowałam w polu przy burakach, więc to musiała być wiosna. Był ze mną w wózku mój syn. Dlatego kojarzę, że było to w roku 1977. Od strony stacji w Tychach jechał pociąg w  kierunku na Wyry i Łaziska. Nagle usłyszałam trzaski i zgrzyty. Zorientowałam się, że doszło do wypadku. Nie widziałam dobrze samochodu, ale musiał być ciągnięty przez lokomotywę z kilkadziesiąt metrów. Auto zatrzymało się na drewnianym słupie w kształcie odwróconej litery „V” z betonowymi okładzinami na dole. Po jakimś czasie zobaczyłam proboszcza. Stał i nie wyglądał na rannego. Musiał jakoś wydostać się z tego samochodu.

Ks. prałat Eugeniusz Świerzy (1931-1989); fot. archiwum parafii św. Marii Magdaleny w Tychach

Genowefa Sornek potem dowiedziała się, że ksiądz był tego dnia na Glince, odwiedzając chorych z Najświętszym Sakramentem, m.in. u jej sąsiadki. – Nie mógł widzieć tego pociągu, bo tam rósł taki ogromny krzew głogu. Chyba rok po wypadku ks. Świerzy zawiesił na drzewie kapliczkę. To była drewniana płaskorzeźba przedstawiająca górną część ołtarza z kościoła św. Marii Magdaleny (ukrzyżowany Chrystus, a pod krucyfiksem Maryja, św. Maria Magdalena i św. Jan – przyp. red.).

Póki ks. prałat Świerzy mógł, to co roku, w Dni Krzyżowe odprawiał mszę św. przy kapliczce. Dziś tej pierwszej już nie ma, bo zniszczyli ją wandale. Ludzie zawiesili nową (tylko z krzyżem), na prośbę ks. Stefana Nowoka, proboszcza parafii św. Jadwigi na Glince – wspomina Genowefa Sornek.

To właśnie ks. Stefan Nowok kontynuował (jeszcze za życia prałata) odprawianie mszy św. przy glinczańskiej kapliczce. Zawsze w Dni Krzyżowe (pomiędzy VI Niedzielą Wielkanocną a uroczystością Wniebowstąpienia Pańskiego). Wtedy Kościół modli się o sprzyjającą pogodę i dobre zbiory dla rolników.

–  Prałat nigdy za dużo nie mówił o tym wypadku – wspomina ks. Stefan Nowok. – On prowadził, obok siedziała pani Komander, opiekunka charytatywna. Podobno była wtedy mgła, a tam rosły duże krzaki. Mimo to ks. Świerzy zastanawiał się czy to nie przez jego słaby wzrok… Chyba miał jakieś poczucie winy… Ale jak się jedzie do chorych to się myśli o chorych, mniej o jeździe. Wtedy uniknął niechybnej śmierci. Pociąg osobowy ciągnął go po poboczu kilkadziesiąt metrów. Auto było do kasacji, a prałatowi ani tej kobiecie nic się nie stało. Nie byli nawet hospitalizowani – dodaje proboszcz z Glinki.

– Dlatego ks. Eugeniusz nie namyślał się długo. Przywiesił tę kapliczkę na potężnej lipie, która rośnie przy tym przejeździe kolejowym. Kiedy przyjechałem w 1984 r. do parafii św. Marii Magdaleny jako wikary, to w imieniu prałata odprawiłem tam Dni Krzyżowe. To było odpowiednie miejsce – pola, łąki, sielankowy rolniczy krajobraz. I tak odprawiamy przez ponad 30 lat.

Ks. Eugeniusz Świerzy urodził się 5 lipca 1931 r. W 1949 r. wstąpił do Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie, rozpoczynając równocześnie studia filozoficzno-teologiczne na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Święcenia kapłańskie otrzymał w Częstochowie w 1954 r. 27 lipca 1970 r. objął funkcję wikariusza ekonoma, a potem proboszcza w parafii św. Marii Magdaleny w Tychach. W 1972 r. został dziekanem dekanatu tyskiego, w 1982 r. uhonorowany godnością kanonika honorowego Kapituły Katedralnej w Katowicach, a w 1986 – prałaturą.

Ks. prałata Świerzego dobrze pamięta ks. Stefan Nowok. – Jako wikary parafii św. Marii Magdaleny dostałem od prałata trzy zadania: zorganizowania duszpasterstwa akademickiego, Tyskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę (odbywa się do dziś) i oraz zbudowania kościoła na Glince – mówi ks. Nowok.

Ks. prałat Eugeniusz Świerzy z parafianami podczas remontu kapliczki św. Jana Nepomucena; fot. archiwum parafii św. Marii Magdaleny w Tychach

–  Ks. prałat Świerzy odegrał niebagatelną rolę w integrowaniu tyskiej społeczności – Ślązaków; Kresowiaków, którzy przybyli tu po wojnie i ludzi, którzy przyjechali do Tychów za pracą z całej Polski w latach 70 – uważa ks. Stefan Nowok.

– Prałat wygłaszał zapadające w pamięć kazania. Robił to może raz na półtora miesiąca. Bardzo się do nich przygotowywał. Nie spotkałem nigdy lepszego kaznodziei. Był słuchany, bo był bezkompromisowy, chociażby dla ludzi „letnich” w wierze i dla decydentów. Na ambonie grzmiał, ale w życiu był wyjątkowo serdeczny dla innych i wykazywał się talentami dyplomatycznymi w rozmowach z władzą – mówi ks. Stefan Nowok.

Ks. prałat Świerzy dał się poznać jako bezkompromisowy kaznodzieja; fot. archiwum parafii św. Marii Magdaleny w Tychach

Dlatego z powodzeniem udawało się prałatowi Świerzemu wspierać budowy nowych kościołów w Tychach. Całkowicie poświęcił się wznoszeniu świątyni św. Józefa Robotnika w Wartogłowcu, gdzie sam zajął się zaopatrzeniem w materiały. Ponadto wspierał radą i pomocą materialną budowy kościołów w Czułowie (pw. Krzyża Świętego) i na Glince Sublach (pw. św. Jadwigi). Zachowały się zdjęcia wizytacji tych budów z udziałem ks. Świerzego i bpa katowickiego Herberta Bednorza.

Wizytacja budowy kościoła w Czułowie. Pierwszy z lewej ks. bp Herbert Bednorz; fot. archiwum parafii św. Marii Magdaleny w Tychach
Wizytacja budowy kościoła w Czułowie. Pierwszy z prawej ks. bp Herbert Bednorz; fot. archiwum parafii św. Marii Magdaleny w Tychach

–  Ks. Eugeniusz chorował na nerki. Przeszedł zapalenie tych organów, ale nadal palił się do pracy. Potem nie wytrzymało serce. Zmarł 15 marca 1989 r. – mówi ks. Nowok. Został pochowany pod murami kościoła św. Marii Magdaleny, obok ks. Jana Kapicy, wielkiego, przedwojennego kapłana, kaznodziei, proboszcza tyskiego i działacza społecznego. Ks. prałat Świerzy ma w Tychach swoją ulicę u zbiegu osiedli: R, K i L.

Jerzy Szołtys, Jarosław Jędrysik

Artykuł ukazał się w papierowym wydaniu „Nowego Echa” nr 14 z 10 maja 2016 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj