„Nie składałem żadnych obietnic” – wywiad z Jakubem Chełstowskim, marszałkiem województwa śląskiego

3
Jakub Chełstowski, lat 42, od 2018 roku marszałek województwa śląskiego; fot. Andrzej Grygiel
Reklama

„Nowe Info” rozmawia z Jakubem Chełstowskim, marszałkiem województwa śląskiego

– Jest pan chyba najsławniejszym marszałkiem III RP…

– Dlaczego?

 – Najpierw w 2018 roku z partią Prawo i Sprawiedliwość „zdobył” pan władzę w województwie śląskim dla Zjednoczonej Prawicy – o czym mówiła cała Polska, a w ubiegłym roku – o czym cała Polska też mówiła – przechodząc na stronę ówczesnej opozycji, umożliwił pan „odbicie” województwa przez Platformę Obywatelską. Opłaciło się?

– Sprawa była o wiele bardziej złożona niż wynika to z pana pytania. To prawda, w listopadzie 2018 roku, tworząc większościową koalicję w sejmiku śląskim, Zjednoczona Prawica przejęła tu władzę. Wówczas zaproponowano mi objęcie stanowiska marszałka. Zgodziłem się, ale dzisiaj mam poważne wątpliwości czy w warunkach, jakie zostały mi wówczas postawione, powinienem obejmować to stanowisko.

Reklama

– Jakie to były warunki?

– W 45-osobowym sejmiku prawica ostatecznie dysponowała przewagą tylko jednego głosu. Powiedziano mi, że w zaistniałych okolicznościach prawica przejmuje województwo i ja zostaję marszałkiem.

– Warunki oczywiste. Był pan wtedy członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Co tu jest niejasne?

– No dobrze, ale uważam, że do pewnych rzeczy trzeba być przygotowanym. Potrzebny jest czas na przygotowanie się, przygotowanie zespołu, który ma wziąć odpowiedzialność za sprawowaną władzę. A tu wszystko działo się praktycznie z dnia na dzień.

– Bo i  sytuacja była dynamiczna. W ostatniej chwili przecież prawica przeciągnęła na swoją stronę Wojciecha Kałużę, który był owym 23 radnym dającym jej przewagę w sejmiku. Takie są uroki polityki. Nie wiedział pan o tym?

– Zgadza się, ale staram się odpowiedzieć na zadane przez pana pytanie, czy było warto. Nigdy nie zabiegałem o stanowisko marszałka. Byłem zaskoczony, gdy mi to zaproponowano. Sięgam pamięcią do tej nocy, kiedy musiałem pod presją podjąć decyzję. Tylko teoretycznie miałem wybór. W praktyce wyboru nie miałem. Sytuację przedstawiono mi w taki sposób, że moja odmowa byłaby odebrana jako sprzeciw w przejęciu władzy przez prawicę w województwie. Władze regionalne Prawa i Sprawiedliwości zakomunikowały mi, że zostałem radnym wojewódzkim wybranym z listy PiS, a teraz mam być marszałkiem województwa. Decyzja w tym względzie zapadła na szczytach władzy w Warszawie. Mam się tego podjąć, i już.

– Nie czuł się pan kompetentny?

– Tak bym tego nie określił. Miałem przygotowanie samorządowe, byłem przecież wcześniej tyskim radnym, ale skala nowych wyzwań była nieporównywalna! Używając terminologii piłkarskiej, był to raptowny przeskok z trzeciej ligi do pierwszej! Konsultowałem się z bliskimi osobami. Uważały, że sobie poradzę.

– I poradził pan sobie?

– Nie mnie to oceniać. To była bardzo trudna kadencja, na którą złożyły się m.in. epidemia covidu, na którą nikt nie był przygotowany, wojna na Ukrainie, negocjacje z Komisją Europejską, kumulacja problemów politycznych. Współpraca z PiS-em nie wyglądała tak, jakbyśmy faktycznie należeli do jednej biało-czerwonej drużyny. Niezaprzeczalne fakty są takie, że jestem tu pięć i pół roku – najdłużej w historii tego urzędu, a województwo dysponuje największym budżetem w swojej historii.

– Czy był pan na „ty” z premierem Mateuszem Morawieckim?

– Gdy obejmowałem urząd marszałka premierem była pani Beata Szydło. Później zastąpił ją premier Morawiecki. Tak, byłem z nim po imieniu.

– A z prezesem Jarosławem Kaczyńskim?

– Nie.

– Z obecnym premierem Donaldem Tuskiem?

– Nie.

– Powiedział pan kiedyś, że w samorządzie nie można funkcjonować bezideowo. W związku z tym jakiej idei pan obecnie służy?

– Zawsze tej samej: logice, sprawczości, realizacji postawionych wspólnie celów. Itak się działo w Urzędzie Marszałkowskim przez te ponad pięć lat. Liczyły się inwestycje, rozstrzygnięcia konkursów unijnych, wsparcie dla różnych grup społecznych, gospodarczych.

– Podczas sesji Rady Miasta w Tychach toczył pan głośne spory z prezydentem Tychów Andrzejem Dziubą (np. walcząc, by prezydent nie dopuścił do sprywatyzowania szpitala wojewódzkiego w Tychach). Od pewnego czasu to się zmieniło…

– Prezydent Tychów Andrzej Dziuba (obecnie senator) miał, jak to się mówi, „rękę” do różnych osób, które w Tychach zdobywały swoje szlify polityczne, a później szły w polityczny świat. I dla mnie była to bardzo dobra szkoła, powiedziałbym nawet taki samorządowy „Harvard”. Można powiedzieć, że prezydent Dziuba oszlifował mnie politycznie. Nieraz toczyliśmy spory, mieliśmy inne wizje rozwiązań, ale w kluczowych sprawach współdziałaliśmy.

– Czy prezydent Tychów Andrzej Dziuba miał na pana wpływ przy podejmowaniu decyzji o zmianie koalicjanta? Konsultował pan z nim tę decyzję?

– Rozmawialiśmy i o tym. Prezydent Dziuba to samorządowiec. Swego czasu wspierała go w Tychach koalicja, w skład której wchodziły i PiS, i PO. Widząc co się dzieje w PiS, zaczęliśmy rozmawiać o mojej decyzji zmieniającej koalicję. Trwało to może kilka miesięcy.

– Czym ówczesny prezydent Tychów przekonał pana do wystąpienia z PiS- -u i zmiany koalicjanta, co de facto spowodowało, że PO „odbiła” województwo śląskie?

– Decyzję podjąłem samodzielnie. Ze strony prezydenta Andrzeja Dziuby zawsze mogłem liczyć na wsparcie merytoryczne i polityczne. Obejmując stanowisko marszałka swoje funkcjonowanie w istniejącej wówczas sytuacji politycznej wyobrażałem sobie zupełnie inaczej! Mając premiera (rząd), wojewodę i samorząd z jednej opcji politycznej, sądziłem, że na Śląsku możemy dokonać naprawdę wielkich, przełomowych rzeczy w każdej dziedzinie! Rozczarowałem się. Nie byłem świadkiem wielkiej polityki, ale chałtury politycznej. Szukano wrogów. Postrzegano naszych partnerów za granicą przez pryzmat historyczny II wojny światowej. Stąd ciągłe konflikty z Unią Europejską.

– Mając na względzie owe pięć lat marszałkowania, proszę dokończyć zdanie: „Gdyby nie marszałek Chełstowski, to…”

– Na tak zadanie pytanie nie umiem odpowiedzieć, ale wiem co udało się uzyskać dzięki m.in. mojej pracy.

– No dobrze, w takim razie proszę dokończyć inne zdanie: „Dzięki marszałkowi Chełstowskiemu województwo śląskie zyskało…”

– Mnóstwo inwestycji, dobre wykonanie budżetu. Wydatki z budżetu województwa sięgały powyżej 90 proc. tych zaplanowanych. To bardzo dużo. Taki stan powoduje, że wydatki majątkowe, (czyli inwestycje) zaczęły rosnąć. Po raz pierwszy w historii województwa zaczęliśmy budować oraz remontować dziesiątki kilometrów dróg. Tylko w tej kadencji zmodernizowaliśmy lub wybudowaliśmy ok. 200 km dróg. Tutaj podkreślić należy, że drogi te często przebiegały przez małe miejscowości, gdzie wcześniej takich inwestycji nie było. A inwestycje drogowe poprawiają bezpieczeństwo, komfort życia.

– Chce pan powiedzieć, że gdyby nie marszałek Chełstowski nie udałoby się wydać budżetowych pieniędzy?

– Nie wiem co udałoby się zrobić, a czego nie, gdyby marszałkiem był kto inny. Wiem, że udało mi się przeprofilować budżet województwa na budżet inwestycyjny. Nie tylko wynegocjowaliśmy największy w historii województwa program Fundusze Europejskie dla Śląskiego 2021-2027 o wartości ponad 5 mld euro – w tym ponad 2 mld euro, w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, zmieni oblicze regionu. Kolejna kluczowa kwestia to fakt, że uzyskaliśmy decyzję na zarządzanie tymi ogromnymi środkami z poziomu regionalnego. Odbyło się to wbrew zasadzie PiS-u, by takie fundusze były zarządzane centralnie z Warszawy, co było kompletną bzdurą. Moje delegacje do Brukseli i spotkania z najwyższymi urzędnikami doprowadziły do tego, że rząd Polski musiał uwzględnić opcję regionalną – co dla województwa było bardzo dobre, ponieważ możemy sami zarządzać tym funduszem, co prawda we współpracy z ministerstwem, ale uwzględniając regionalne potrzeby, a nie potrzeby warszawskich urzędników. To był duży sukces, w osiągnięciu którego mieliśmy wsparcie m.in. komisarzy europejskich, z którymi osobiście na ten temat rozmawiałem.

– Czy nie było to w pewnym momencie wspieraniem dążeń do rozbicia dzielnicowego Polski? Przecież każdy rząd, który nie kontroluje finansów jakiegoś regionu, prędzej czy później traci nad nim kontrolę.

– Nie. Chodziło o uproszczenie systemu decyzyjnego i gwarancję, że pieniądze przyznane naszemu województwu przeznaczone zostaną na zaspokojenie potrzeb tego regionu, a nie na cele wytyczone przez warszawskich urzędników. Panie redaktorze, przed złożeniem wniosku o pieniądze z UE przeanalizowaliśmy nasze potrzeby w licznych konsultacjach ze śląskimi środowiskami gospodarczymi. Dopiero na tej podstawie wyznaczyliśmy priorytetowe cele, oszacowaliśmy niezbędne kwoty i zwróciliśmy się z wnioskiem do Komisji Europejskiej.

– Niemniej, niezależny od państwa budżet uniezależnia od tego państwa.

– To zbyt daleko idące wnioski. Chodzi tymczasem o sprawy prozaiczne. Na przykład dlaczego opłatę, którą przedsiębiorstwa uiszczają za korzystanie ze środowiska (zwaną opłatą marszałkowską) mamy w całości wysyłać do Warszawy, a Warszawa oddaje ją nam przez swoje agendy rządowe? Skoro koszty środowiskowe ponosimy tutaj! A Warszawa mówi nam jakie projekty środowiskowe mamy realizować. Nie mam nic do stolicy, ale każde województwo zna najlepiej swoje potrzeby. I co z tego, skoro weryfikuje je Warszawa. Dodajmy do tego, że przysyła mniej niż wynosi suma opłat marszałkowskich, a łańcuch dostaw tych środków jest bardzo rozbudowany i wiedzie przez ministerstwo, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. To co jest wypracowane na Śląsku powinno zostać na Śląsku.

– Czy to nie jest jeden z fundamentów autonomii regionu?

– Nie. Oczywiście, muszą iść ze Śląska jakieś pieniądze do budżetu centralnego – to nie podlega dyskusji, bo państwo musi być sprawne i utrzymywać swoje władztwo w pewnych strategicznych obszarach. Ale przecież silny Śląsk to silna Polska. Czy komuś w Warszawie zależy tak naprawdę, aby Śląsk był silny?

– Każdemu, komu zależy na tym, by silna była Polska.

– Moje doświadczenia ze starą ekipą rządową wskazują na to, że nie.

 – A obecnemu koalicyjnemu rządowi z premierem Donaldem Tuskiem, zależy na tym, by Śląsk był silny?

– Dajmy nowej koalicji czas.

– Na jakiej podstawie mówi pan, że rządowi PiS (czy szerzej Zjednoczonej Prawicy) nie zależało na silnym Śląsku?

– Byłem przy podpisywaniu Programu dla Śląska. Program ten został później zaorany przez PiS. Co prawda też mówili, że chcą dla Śląska coś zrobić. Padały ciekawe, ambitne, inteligentne propozycje. Wszyscy temu przyklasnęli. Powstała rada, powstały projekty. Strona rządowa nie wywiązała się praktycznie z niczego z wyjątkiem inwestycji strukturalnych.

– A zna pan jakiś rząd, który wywiązał się w całości z propozycji dla Śląska?

– Ja nie chcę w tej chwili przeprowadzać tego typu dywagacji. Ale jeśli premier rządu, a mówię tu o Mateuszu Morawieckim, staje na czele Rady Programu dla Śląska i podkreśla, że obejmuje przewodnictwo tego gremium, aby sprawnie zrealizować postanowienia programu, a po pół roku program ten jest głęboko zakopany pod ziemią, to mam chyba prawo sądzić, że obietnica została złamana i tym, którzy taką obietnicę dla Śląska złożyli, nie zależy na tym, aby Śląsk się rozwijał, aby był silnym regionem.

– A co teraz obiecuje Śląskowi premier Tusk, i czy, pana zdaniem, spełni obietnice?

– Od miesiąca tworzy się na Śląsku Ministerstwo Przemysłu. Trzeba dać mu szansę zaistnieć. Wiem natomiast, że rząd PiS obiecał Program dla Śląska i go nie zrealizował.

– Jakie były wpływy budżetowe województwa, gdy obejmował pan w 2018 roku stanowisko marszałka?

– Wpływy sięgały ok.1,7 mld zł, a zadłużenie było na poziomie 550 mln zł.

– A teraz?

– Budżet mamy w wysokości 3,4 mld zł, a jak w tym roku nie weźmiemy kredytu, to zadłużenie wyniesie ok. 300 mln zł.

– Jak ocenia pan swoje marszałkowanie w aspekcie gospodarczym?

– Sytuacja województwa śląskiego w 2024 roku jest bardzo dobra. Mamy największy budżet w historii, mamy jedno z najmniejszych w ostatnich latach zadłużeń, mamy największy budżet unijny. Uważam się więc w tym względzie za spełnionego.

– Obejmując stanowisko marszałka był pan członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Zmieniając koalicję rządzącą województwem, wypisał się pan z PiS- -u i stał się członkiem stowarzyszenia „Tak! Dla Polski”. W mediach natrafić można na zdjęcie przedstawiające śląskiego lidera Platformy Obywatelskiej, który publicznie dekoruje pana serduszkiem tej partii. Jest pan obecnie członkiem Platformy Obywatelskiej?

– Nie. W sejmiku samorządowym jestem w klubie radnych Koalicji Obywatelskiej, z tej okazji zrobiono to zdjęcie.

– W zaistniałej sytuacji pewnie miał pan propozycje wstąpienia do PO. Dlaczego nie chce być pan członkiem Platformy Obywatelskiej?

– Owszem, propozycja wstąpienia do Platformy Obywatelskiej wciąż leży na stole, ale po sześcioletnim członkostwie w PiS-ie jestem zniechęcony rzeczywistością polityczną. Ten model funkcjonowania bardzo mnie zmęczył psychicznie. Mówię w ogóle o polityce. Współpracuję z PO, jak wielu innych samorządowców, będąc obecnie osobą bezpartyjną.

– Co takiego obiecał pan Platformie, że zostawiła pana, jako byłego PiS-owca, na stanowisku marszałka?

– Nie składałem żadnych obietnic. Po prostu wspólnie doszliśmy do wniosku, że funkcjonowanie PiS-u w regionie nie prowadzi do niczego dobrego, a szczególnie w przypadku, gdy muszę współpracować z zarządem województwa, który w moim odczuciu, nie wykazywał chęci wyjaśnienia spraw, które wyjaśnienia takiego wymagały.

– Czyli jakich?

– Chodzi o Fundusz Górnośląski i ludzi przekierowanych tam przez koalicjanta (w poprzednim zarządzie województwa), a konkretnie o zakupy podczas pandemii środków ochrony bezpośredniej dla śląskich szpitali. Przez kolejny rok badaliśmy dokumenty. Nie uzyskałem wsparcia w tym względzie od PiS-u. Jako Urząd Marszałkowski wystąpiliśmy do Funduszu Górnośląskiego o zwrot wydatkowanych środków (według NIK powinniśmy te środki odzyskać). Chodzi o zakupy powyżej cen rynkowych. Staramy się odzyskać kwotę ponad 11 mln zł.

– Niedługo koniec kadencji. Marszałkiem pan już raczej nie będzie, prezydentem Tychów też nie. Z jakim obszarem funkcjonowania województwa śląskiego wiąże pan więc swoją przyszłość?

– Trudno to dziś określić. Jest kilka ciekawych propozycji.

 – Brzmi to trochę jak wypowiedź byłego premiera Józefa Oleksego z SLD, który twierdził, że ma kompetencje, by sprawować każdą funkcję.

– Czuję się w samorządzie bardzo dobrze. Chcę pracować na rzecz tej wspólnoty, ale jaki to będzie obszar – trudno mi dzisiaj sprecyzować. Owszem, są jakieś propozycje na stole. Pozwoli pan, że z oczywistych względów nie będę o nich teraz mówił. Niedługo skończę 43 lata, mam w tym wieku spore doświadczenie samorządowe. Obecny senator Andrzej Dziuba zaczynał karierę samorządową, jako prezydent Tychów, w wieku 44 lat.

– Czy nauczył się pan czegoś na stanowisku marszałka województwa śląskiego?

– Cierpliwości. Jeśli wiem, że jakieś rozwiązanie jest dobre, trzeba systematycznie i z uporem o nie zabiegać. Nauczyłem się też, jak sądzę, współpracy z trudnymi ludźmi oraz rozwiązywania istotnych problemów w sytuacjach kryzysowych.

Rozmawiał: Zdzisław BARSZEWICZ

Wywiad ukazał się w dwutygodniku „Nowe Info” nr 5  w dn. 27 lutego 2024 roku

Reklama

3 KOMENTARZE

  1. Ten wywiad potwierdza pychę „samorządowca” Jakuba z Uszatka. Powinien po rękach całować PiS i jego ówczesnego orędownika Grzegorza T., który załatwił mu posadę w Skok’u, TF Silesia i in. Bez tego wsparcia byłby nadal co najwyżej specjalistom w Tyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Oskard lub kaowcem w klubie osiedlowym. Czy to nie pan marszałek wolał w Sejmiku „melduję wykonanie zadania”?!

    Zaprzedał się PIS’owi, zaprzedał się PO😁

  2. …tak sobie myślałem że jak go peło zrobi w balona to właśnie takie bzdury będzie opowiadał….mnie tylko zastanawia czym go zmusili do mega zdrady w listopadzie 2022, jakie haki na niego mieli …..ciekawe….liczę że kiedyś wyjdą na jaw

  3. A ile wymordowali kaszlacych gornikow za kowida w podleglym Gliwickim szpitalu to nie wspomni. Taki nowy Krzaklewski,” teraz k.. JA. „

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj