Żubr Plessner, odtrącony przez stado, uciekł z rezerwatu w Jankowicach i poszedł do ludzi

0
Żubr Plessner na posesji przy ul. Gromadzkiej w Międzyrzeczu (gmina Bojszowy); fot. Reklamowa Gazeta Telewizyjna
Reklama

To była środa, 28 lutego. Międzyrzecze w gminie Bojszowy. Około godz. 15.00 właścicielka posesji przy ul. Gromadzkiej pracowała w ogrodzie. Nagle, idąc do szopy po narzędzia, kilka metrów przed sobą ujrzała ogromnego żubra! Zwierzę było spokojne, bez pośpiechu pasło się na trawniku przy domu, leniwie obserwując gromadzących się ludzi.

Widok był tak zaskakujący, że początkowo mieszkańcy nie wiedzieli co robić. Ktoś zaproponował, aby wezwać policję. Zbyto to żartem: „A co zrobi policja? Zakuje go w kajdanki?”

Żubr cały czas stał spokojnie, obserwował i przeżuwał. Czasem fukał, czyli głośno wydychał powietrze nozdrzami, co mogło być oznaką zaniepokojenia. Nie narobił jednak żadnych szkód.

Ostatecznie zawiadomiono służby leśne. Przybył również weterynarz ze specjalnym karabinkiem służącym do wystrzelenia naboju usypiającego. Do strzelania jednak nie doszło. Kiedy na miejscu pojawił się już odpowiedni pojazd i dźwig, żeby przewieźć uśpionego żubra do rezerwatu, ten – jakby wyczuwając co się święci – sam pobiegł w kierunku lasu.

Reklama

Jak to się stało, że żubr znalazł się w Międzyrzeczu, pośród ludzkich zabudowań, zapytaliśmy Elżbietę Wójtowicz, kierownik Ośrodka Hodowli Żubrów i Edukacji Leśnej w sąsiednich Jankowicach.

Okazało się, że zwierzę, które wizytowało wieś, to samiec o imieniu Plessner. Urodził się w 2011 roku w Pokazowej Zagrodzie Żubrów w Pszczynie. – To nadal dzikie zwierzę, choć żyjące blisko ludzi. Przyzwyczaiło się do ich obecności i jest przyjaźnie do nich nastawione. Generalnie, nasze żubry z pokazowych zagród (druga znajduje się w rezerwacie w Jankowicach) tęsknią za ludźmi. Widać to było szczególnie podczas pandemii, kiedy turyści przestali nas odwiedzać – mówi Elżbieta Wójtowicz.

Żubr Plessner na posesji przy ul. Gromadzkiej w Międzyrzeczu; fot. Reklamowa Gazeta Telewizyjna

W 2016 roku – w ramach wymiany osobniczej – Plessner opuścił Pszczynę i znalazł się w zagrodzie pokazowej w Ośrodku Hodowli Żubrów w Jankowicach. Takie przeprowadzki są konieczne, aby nie dopuścić do rozmnażania się poprzez kontakt spokrewnionych ze sobą osobników. – Od początku obecności w Jankowicach Plessner czuł się tam dobrze i szefował swojej rodzinie w zagrodzie – mówi Elżbieta Wójtowicz.

W 2023 roku Plessner dołączył stada, które żyje półwolno w jankowickim rezerwacie na obszarze prawie 750 hektarów. Było to konieczne, ponieważ jedna z samic (jego córka) osiągnęła dojrzałość płciową i nie można było dopuścić do kontaktów kazirodczych.

– Niestety, w rezerwacie Plessner nie został zaakceptowany przez dwa inne byki. Nosił ślady walki z jednym z dominujących samców. Był poraniony. Postanowił więc poszukać innego „stada”, lepszej „rodziny”. Wkrótce znalazł dziurę w ogrodzeniu naszego rezerwatu i przez nią uciekł.

– Przemieszczał się wzdłuż rzeki Pszczynki. Jak już wspomniałam, ten łagodny i przyjazny samiec, najwyraźniej szukał kontaktu z ludźmi. Tak trafił do Międzyrzecza. Nie wzbraniał się odwiedzać prywatnych posesji – opowiada Elżbieta Wójtowicz. Jak słyszymy, wśród żubrów, generalnie to samce są łagodniejsze niż samice, u których agresja wiąże się z ochroną młodych – mówi Elżbieta Wójtowicz.

Leśnicy rozpoczęli poszukiwania Plessnera, m.in. za pomocą drona z kamerą termowizyjną. – Obawialiśmy się, że przechodząc przez drogi, spowoduje wypadek drogowy. To mogłoby być groźne zdarzenie. Samiec żubra ma w kłębie ok. 1,8 metra i waży ok. 800 kilogramów. Po sygnałach od ludzi, do Międzyrzecza z leśnikami przybył weterynarz ze specjalnym karabinkiem służącym do wystrzelenia naboju usypiającego. Na szczęście obyło się bez strzelania, bo żubr wcześniej oddalił się w kierunku lasu. To jednak nie koniec tej historii…

– Po dwóch dniach Plessner znów nawiał z rezerwatu. Ponownie udało się go zagnać do jankowickiego ośrodka, ale tym razem do zamkniętej zagrody hodowlanej. – Tam w odosobnieniu ma się wyciszyć. Jeśli stado nadal nie będzie go akceptować, to wróci do pokazowej zagrody w Jankowicach, a spokrewniona z nim samica dołączy do stada z rezerwatu – mówi Elżbieta Wójtowicz.

***

Nie wszyscy wiedzą, ale Plessner nie był pierwszym żubrem-uciekinierem, który z pszczyńskich lasów chodził do ludzi. W czasie drugiej wojny światowej samiec o imieniu Zygfryd miał być prezentem dla marszałka III Rzeszy Hermana Göringa. Uciekł on na dzień przed podróżą do Niemiec i zaprzyjaźnił się z gospodarzami z okolic Międzyrzecza i Studzienic. Mieszkał w stodole.

Zwierzyniec w lasach pszczyńskich po wrześniu 1939 r., został wciągnięty w skład państwowych obwodów łowieckich III Rzeszy. Jak pisał na naszych łamach Jerzy Szołtys, wielki łowczy i marszałek III Rzeszy Hermann Göring założył w lasach Schorfheide, nieopodal Berlina, ogromny zwierzyniec. W zagrodzie o powierzchni 60 ha przebywało m.in. 15 żubrów czystej krwi. Niemiecki zarząd lasów pszczyńskich postanowił przypodobać się szefowi i przekazać Göringowi żubra byka w sile wieku. Wybór padł na Zygfryda.

Żubr Zygfryd zamieszkał w jednym z gospodarstw wiejskich w Studzienicach; fot. Brunon Waliczek, ze zbiorów Andrzeja Brandysa z Kobióra

Na początku lutego 1941 r. przy zimowych paśnikach w Międzyrzeczu przygotowano pułapkę na Zygfryda. Noc przed transportem żubr jednak uciekł. Rankiem następnego dnia przybiegł zdyszany chłopak z gospodarstwa państwa Komraus w Studzienicach oddalonego ok. 4 km od zwierzyńca i zameldował: „W nocy mocno ujadał pies. Gospodarz wyglądał przez okno, ale nie wyszedł, bo był silny mróz. Rano ze zdziwieniem zauważył złamany płot i otwarte wrota stodoły wiszące na jednym zawiasie. W środku, w stercie słomy leżał potężny żubr”.

Zbudowano prowizoryczny paśnik obficie wypełniony smakołykami, aby wywabić byka. Zygfryd wychodził w dzień, najadł się, pokręcił po gospodarstwie i bliskiej okolicy, a na noc wracał do „swojej” stodoły. Gdy gospodarze zamknęli kiedyś bramę, to złamał ją, żeby wejść. Szybko zżył się z domownikami. O ile psy były zawsze największym wrogiem żubrów, tak teraz Zygfryd bawił się w stodole z białym kundlem. Ze zwierzętami bawił się też 6-letni syn gospodarzy. Trwało to 8 dni. Przygotowano w końcu pułapkę na trasie do paśnika i złapano Zygfryda do skrzyni. Pojechał pociągiem do Berlina.

Aklimatyzacja w nowym środowisku nie przebiegała dobrze. Zygfryd ciężko zachorował i po kilku miesiącach, 20 maja 1941 r. został zastrzelony. Badanie wykazały gruźlicę. Przypuszczano, że Zygfryd zaraził się tą chorobą prawdopodobnie w czasie swej ucieczki z pszczyńskiej zagrody. Do śmierci przyczynił się też stres spowodowany transportem i nowym otoczeniem.

Jarosław Jędrysik, Jerzy Szołtys

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj