Wciąż nie wiadomo, kto brutalnie zabił dwoje staruszków

0
Na miejscu zbrodni było wiele krwi; fot. materiały śledztwa/screen TVP1 - program kryminalny 997
Reklama

Małżeństwo staruszków z Orzesza zostało zatłuczone i zadźgane na śmierć w biały dzień we własnym domu. Od tej makabrycznej zbrodni minęło 8 lat, a jej sprawca pozostaje nieznany. Nie udało się ustalić kto zabił, mimo że sprawą zajmowali się najlepsi policjanci w województwie – ci sami, którzy rozwiązali zagadkę śmierci małej Madzi z Sosnowca. Sprawę mordu seniorów z Orzesza w tym tygodniu przypomniał magazyn kryminalny TVP1 „997”.

O zbrodni w Orzeszu pisałem w latach 2012-2013 jako dziennikarz tygodnika „Echo”.

Analiza zebranych śladów z miejsca zdarzenia, około stu przesłuchanych osób, sprawdzenie wielu wątków i potencjalnych motywów za pomocą różnych technik operacyjnych, infiltracja środowisk przestępczych i otoczenia ofiar… Wszystko na nic. Śledztwo zostało umorzone niemal rok po tragedii, 16 kwietnia 2013 r.

Małżeństwo od 60 lat

Orzesze Zawiść. Dom jednorodzinny przy ul. Pasieki. Mieszkali w nim państwo Bończykowie – 87-letnia Jadwiga i 88-letni Franciszek. Byli małżeństwem od 60 lat. Jak na tak podeszły wiek cieszyli się dobrą kondycją psychofizyczną. Choć dawali sobie radę sami, wspierali ich członkowie rodziny oraz opiekunka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Uchodzili w okolicy za osoby zamożne. W przeszłości posiadali fermę kurzą.

Jadwiga i Franciszek Bończykowie zostali zamordowani trzy miesiące po 60. rocznicy ślubu; fot. screen TVP1 – program kryminalny 997

Feralne przedpołudnie

Rano we wtorek 24 kwietnia 2012 r. syn pana Franciszka zawiózł ojca do miejscowej przychodni na badania. Z kolei zięć pani Jadwigi pojechał z nią na zakupy.

Reklama

Świadkowie widzieli jak ok. godz. 9.00 kobieta wróciła samochodem ze sklepu. Wkrótce też z ośrodka zdrowia przyjechał Franciszek Bończyk. Wtedy na posesji pojawiła się listonoszka i dostarczyła emeryturę pani Jadwidze.

Przed południem do domu Bończyków przyszła umówiona opiekunka z MOPS-u. To ona odkryła ciała staruszków leżące na parterze w kałużach krwi. Dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Mikołowie otrzymał informację o tragedii od pogotowia ratunkowego ok. godz. 11.30. Lekarz stwierdził zgon Jadwigi Bończyk. Jej mąż Franciszek zmarł w trakcie transportu śmigłowcem do szpitala.

Zmasakrowane ciała

Prokuratura Rejonowa w Mikołowie ustaliła ramy czasowe zbrodni. Doszło do niej pomiędzy godz. 9.30 a godz. 11.30, po wizycie pracownicy poczty a przed odwiedzinami opiekunki z MOPS-u.

Jak relacjonował mi Mariusz Jeziorowski, ówczesny wiceszef Prokuratury Rejonowej w Mikołowie, prowadzący sprawę, już nazajutrz po zbrodni przeprowadzono sekcję zwłok, aby ustalić przyczynę śmierci małżonków.

Kobieta miała poważne urazy głowy (m.in. złamana żuchwa), ale bezpośrednią przyczyną jej śmierci były ciosy nożem lub innym ostrym narzędziem. Sprawca zadał je w klatkę piersiową i brzuch (nastąpił krwotok do jamy brzusznej).

Z kolei mężczyzna zmarł na skutek poważnych urazów głowy (części skroniowo-ciemieniowej), spowodowanych uderzeniami tępym narzędziem, np. obuchem siekiery lub łomem. Staruszek miał złamaną podstawę czaszki i stłuczenie mózgu.

Jak mówił wiceprokurator rejonowy, sekcja wykazała także obrażenia powstałe  na skutek odruchów obronnych ofiar. Ze względu jednak na ich wiek, szanse tej obrony były znikome.

Śledztwo grupy specjalnej

Już 7 maja 2012 r., decyzją komendanta wojewódzkiego policji, została powołana specjalna grupa najlepszych funkcjonariuszy kryminalnych do wyjaśnienia tego podwójnego morderstwa. W jej skład wchodzili policjanci, którzy prowadzili głośne śledztwo w sprawie śmierci półrocznej Madzi z Sosnowca. Sprawą żyła cała Polska, a morderczynią okazała się matka dziecka.

Jak już wspomniałem Jadwiga i Franciszek Bończykowie postrzegani byli jako ludzie bogaci. Policjanci od początku nie wykluczali, że motyw zbrodni był rabunkowy. Dom był splądrowany. Sprawca lub sprawcy zabrali część emerytury (ponad 900 zł), biżuterię i prawdopodobnie oszczędności ukryte w sypialni. Co ciekawe, w innej części domu znajdowała się większa suma pieniędzy, którą morderca nie znalazł. Być może został spłoszony.

Inne motywy zbrodni

Śledczy brali też pod uwagę inny niż rabunkowy motyw zbrodni. Jak informował mnie w 2013 r. wiceprokurator rejonowy z Mikołowa, sprawdzano kilka potencjalnych wersji. Przeanalizowano transakcje finansowe ofiar. Kiedy i z kim prowadzili interesy. Przyglądano się bilingom telefonicznym oraz sprawdzano osoby, które po zabójstwie dysponowały większą gotówką i np. kupiły samochód.

Pod lupę wzięto relacje rodzinne zamordowanych. Prześwietlono dwie opiekunki, które zajmowały się małżeństwem wraz z ich otoczeniem oraz listonoszkę, która w dniu morderstwa odwiedziła posesję w Zawiści. Sprawdzono nawet anonimowe donosy, które okazały się pomówieniami. W sumie przesłuchano około stu osób. Infiltrowano środowiska przestępcze. Użyto wielu technik operacyjnych. Wszystko na nic. Śledztwo zostało umorzone niemal rok po tragedii, 16 kwietnia 2013 r.

Wówczas prokurator Mariusz Jeziorowski powiedział mi, że choć śledczy zrobili wszystko, co w ich mocy, to umorzenie sprawy jest porażką wymiaru sprawiedliwości. – Jestem jednak przekonany, że przegraliśmy bitwę, a nie wojnę – mówił prokurator.

Sprawca z okolicy?

Program kryminalny „997”, wyemitowany w TVP1 8 grudnia 2020 r. po raz drugi przedstawił sprawę podwójnego zabójstwa w Orzeszu Zawiści (pierwszy raz dwa lata temu). Podano w nim, że wedle biegłych i sporządzonego profilu psychologicznego, sprawcą mordu był pojedynczy mężczyzna w sile wieku, bezwzględny i bez zahamowań. Potencjalny sprawca może mieszkać gdzieś w okolicy i mieć dziś ok. 50 lat. Nie wykluczone, że znał ofiary.

Redakcja „997” zwróciła się do widzów o nawet najdrobniejszą informację w tej sprawie. Może uda się wygrać w końcu tę wojnę?

Poniżej o sprawie morderstwa dokonanego w Tychach 17 lat temu, rozwiązanego m.in. dzięki programowi „997”:

Zagadka morderstwa sprzed 17 lat rozwiązana

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj