Proces dyrektora MOPS-u w Bieruniu. „Burmistrz ukrywał, co się dzieje w ośrodku”

0
Na rozprawie w dniu 8 kwietnia zeznania dokończyła poszkodowana pracownica N.R.; fot. J. Jędrysik
Reklama

W piątek 8 kwietnia br. w Sądzie Rejonowym w Tychach (Wydział Karny) odbyła się kolejna rozprawa, w której na ławie oskarżonych zasiada Piotr Ć., dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bieruniu. Prokuratura zarzuca mu m.in., że w latach 2016-2019 psychicznie znęcał się nad podwładnymi i naruszał ich prawa pracownicze. Na rozprawie z 8 kwietnia zeznania zakończyła składać poszkodowana N. R. Kolejne oświadczenie złożył też oskarżony dyrektor.

Kobieta przytoczyła zdarzenie, które miało miejsce tuż po jej zatrudnieniu się w bieruńskim MOPS-ie jako wychowawczyni świetlicy. – Odbywało się zebranie, dyrektor prowadził monolog. Nie było żadnej dyskusji czy wniosków. Kiedy skończył, wyszedł z sali, a za chwilę otrzymałam – poprzez moją kierownik – wezwanie do gabinetu dyrektora. Usłyszałam, że mam go przeprosić za to, że podczas przemówienia robiłam rzekomo głupie miny i wyśmiewałam się z niego.

Psychiczna

– To była dla mnie szok, bo nic takiego nie miało miejsca. Oczekiwałam jednak merytorycznego wyjaśnienia sprawy. Tymczasem oskarżony siedział za biurkiem, wpatrywał się w komórkę, a potem wyszedł na dłuższą chwilę. Czekałam na niego w gabinecie. Kiedy dyrektor wrócił, usłyszałam jedynie: „To znowu pani?”. Nie wiedziałam, co to za gra, wyszłam zniesmaczona i zapłakana. Dowiedziałam się od koleżanek, że dyrektor mówi o mnie, że jestem psychiczna i muszę się leczyć.

Następnie poszkodowana N. R. wspomniała o spotkaniu części pracownic MOPS-u z Krystianem Grzesicą, burmistrzem Bierunia. Dotyczyło ono kryzysowej sytuacji w ośrodku. Początkowo miało odbyć się w lokalu, ale ostatecznie do spotkania doszło w domu radnej miejskiej Krystyny Wróbel. A. Ł., jedna z poszkodowanych pracownic, płacząc powiedziała, że sytuacja w MOPS-ie jest tragiczna, żeby burmistrz coś z tym zrobił, bo w końcu ktoś popełni samobójstwo i do zakładu wejdzie prokurator. – Burmistrz powiedział wtedy: „Co, pani mnie straszy?”

Burmistrz „okrywał płaszczem ochronnym dyrektora”

– Krystian Grzesica na początku udawał, że nie wie, o co chodzi, ale kiedy zaczęłyśmy podawać przykłady konkretnych zachowań dyrektora, to kiwał głową tak, jakby o wszystkim wiedział. Te przykłady były mu znane. Włodarz Bierunia ukrywał, co się dzieje w ośrodku i okrywał płaszczem ochronnym dyrektora. Oskarżony zawsze powoływał się na znajomości z burmistrzem Grzesicą i innymi wpływowymi ludźmi. To miało sens. Skoro burmistrz wiedział o napiętej sytuacji w ośrodku i nic nie zrobił?

Reklama

– Byłam też zniesmaczona tym, co na spotkaniu z burmistrzem mówiła radna Wróbel, w której domu gościliśmy. Na emocjonalne reakcje dziewczyny, która płakała, stwierdziła: „Co z ciebie taki mięczak? Co musiałyście zrobić dyrektorowi, że on się tak zachowuje?”.

„Gry Piotrka” – mówić źle o zastępczyni

N. R. opowiedziała też o jednej z wizyt burmistrza Grzesicy w MOPS-ie. – Dyrektor mówił mi wtedy, abym źle mówiła o ówczesnej wicedyrektor MOPS-u, kiedy zapyta o nią burmistrz. Przypominał mnie i innym pracownikom, że Krystian Grzesica chce o zastępczyni dyrektora usłyszeć same złe rzeczy. Wtedy był konflikt na linii dyrektor i jego zastępczyni. Oskarżony chciał się jej pozbyć. To było ustalone z burmistrzem. Dyrektor nie lubił wokół siebie mądrych i oczytanych ludzi.

Sędzia dopytywała, czy podawane wówczas przez pracowników informacje o wicedyrektor były prawdziwe, czy wymyślone. – Nie wiem, ale dyrektor chciał, żeby były złe, obciążające – mówiła N. R. Poszkodowana zeznała, że nie wypowiedziała się w taki sposób o zastępczyni, kiedy burmistrz pytał ją, jak wyglądała współpraca z wicedyrektor. – Koleżanka ostrzegła mnie wtedy, żeby nie wchodzić w gry Piotrka, bo to nie pierwszy raz, jak chce się kogoś pozbyć.

– Wszyscy w MOPS-ie wiedzieli, że za chwilę dyrektor nie będzie miał już zastępczyni. Oskarżony tymczasem chodził zadowolony. Pierwszy raz widziałam go uśmiechniętego.

N. R. zeznała, że oskarżony miał dwie twarze. Według niej wynikało to z jakichś problemów psychicznych. – Na początku mu nawet współczułam, bo mówił, że źle się czuje, że umiera, ale za godzinę znów miał na kogoś „fazę”.

Poszkodowana stwierdziła, że przez pracę w MOPS-ie była na skraju depresji. – Schudłam, ważyłam 47 kilogramów. Bolała mnie głowa, czułam się obserwowana.

„To są kurwy”

N. R. zeznała, że podczas wizyty w warsztacie samochodowym w  Bieruniu dowiedziała się od mechanika, iż jedna z pracownic MOPS-u (również klientka tego warsztatu) wyraziła się o niej i innych poszkodowanych kobietach: „To są kurwy, bo zeznają przeciwko dyrektorowi”.

– Ta kobieta ma informacje o procesie od oskarżonego. Kiedy okazało się, że została oskarżona o przemoc domową, to jej obrończynią została adwokat, która broni również dyrektora MOPS-u w niniejszym procesie – mówiła N. R.

Poszkodowana stwierdziła, że słyszała („tak mówi się na mieście”), iż dyrektor MOPS-u i burmistrz zatrudnili w ośrodku prawnika. – Ma on niby pomagać pracownikom, a naprawdę jego zadaniem jest wyciąganie od załogi informacji przydatnych adwokat oskarżonego dyrektora w jego obronie.

N. R. wyraziła obawę, że urzędujący dyrektor, mając nieskrępowany dostęp do akt osobowych byłych i obecnych pracowników (w tym poszkodowanych kobiet) oraz do wytworzonej przez nich dokumentacji, może manipulować zawartością tych dokumentów.

Kobieta mówiła również, że choć dyrektor zapewniał ją, że nie poniesie kosztów unijnego szkolenia, to po zwolnieniu się z MOPS-u otrzymała wezwanie do zapłaty za to szkolenie.

Oświadczanie dyrektora

Oskarżony Piotr Ć. wygłosił oświadczenie (robi to po zakończeniu zeznań każdej z poszkodowanych). Tym razem odniósł się do zeznań N. R. z bieżącej rozprawy (8.04) oraz z dnia 14.01.2022.

Oskarżony Piotr Ć. składa oświadczenie; fot. J. Jędrysik

– Tyle kłamstw, co dzisiaj, już dawno nie słyszałem. Nigdy nie płaszczyłem się przed radnym Stanisławem Jureckim. Współpracuję z każdym radnym miejskim w organizacji festynów rodzinnych, co wynika z obowiązków MOPS-u, a konkretnie gminnego programu wspierania rodziny. Wychowawczynie świetlic ośrodka mają w obowiązkach pomoc w przygotowywaniu takich festynów i uczestnictwo w nich. Jeśli festyny odbywały się po godzinach pracy, to wychowawczynie mogły odebrać sobie dzień wolny. Otrzymywały też nagrody – wyjaśniał oskarżony.

„Nie straszyłem burmistrzem”

– Nigdy nie jeździłem z S. S. jej samochodem w godzinach pracy, żeby kupić sobie koszule. Nigdy też nie robiłem sobie zdjęć przed „biednymi” domami naszych podopiecznych, nie tworzyłem z nich memów i nikomu ich nie przekazywałem. – Nigdy nie kazałem mówić źle o mojej zastępczyni. Ceniłem ją. To była odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Między innymi jej zawdzięczam pracę w MOPS-ie. Moje relacje z wicedyrektor były dobre.

– Nigdy nie straszyłem pracowników burmistrzem i radnymi. Burmistrz nigdy nie wpływał na zatrudnienie kogokolwiek w ośrodku.

„Nazwała mnie chujem”

Szerzej oskarżony odniósł się do sytuacji, która stała się bezpośrednią przyczyną zwolnienia się N. R. z MOPS-u. Wedle jej zeznań Powiatowy Zespół Szkół w Bieruniu, a konkretnie pedagog tej szkoły, niewłaściwie postąpiła z jednym z uczniów, podopiecznym MOPS-u. Wedle N. R. bezpodstawnie posądzono go o posiadanie narkotyków.

– W tej sprawie otrzymałem telefon od Teresy Horst, dyrektor PZS, która powiadomiła mnie o skandalicznym zachowaniu N. R. podczas spotkania ze szkolnym pedagogiem. Dyrektor szkoły prosiła mnie o wyjaśnienie tej kwestii. Kierownik I. G. (jedna z poszkodowanych pracownic – przyp. red.) też była oburzona zachowaniem N. R. Mówiła mi, że to nie pierwszy raz. Pojechałem razem z kierownik do PZS. Dyrektor szkoły powiedziała, że N. R. przekroczyła kompetencje asystenta rodziny i prosiła o przeproszenie przez N. R. panią pedagog. Zgodziła się z tym kierownik I. G. N. R. jednak nie przeprosiła, bo twierdziła, że ona lepiej wie jak było. Dlatego otrzymała upomnienie – wyjaśniał dyrektor MOPS-u.

– Nigdy nie mówiłem, że N. R. jest psychiczna. Słyszałem jednak od innych, że wielokrotnie kłóciła się z pracodawcami, że jest zakręcona i konfliktowa.

– Gdy rzekomo miałem ją krzywdzić, N. R. pisała do mnie prośbę o przedłużenie umowy, bo praca w MOPS-ie daje jej satysfakcję i do tej pory jest z niej zadowolona – mówił oskarżony.

Odnośnie zapłaty za unijne szkolenie, w którym N. R. brała udział, oskarżony wyjaśniał, iż zawarta w tej sprawie umowa wymagała, żeby na czas szkolenia pracownik był zatrudniony w MOPS-ie. Kiedy więc N. R. się zwalniała z ośrodka, deklarowała, że zapłaci za szkolenie, ale pieniądze nie wpłynęły do kasy ośrodka. – Dlatego oddaliśmy sprawę do sądu i po wyroku pieniądze zostały ściągnięte od N. R.

– W dziale, w którym pracowała N. R., szerzyły się plotki na mój temat, ale nie reagowałem. Nawet, gdy otrzymałem od jednego z pracowników informację, że N. R. nazwała mnie chujem.

– To wszystko jest przykre dla mnie i kłamliwe. Szczególnie, że w relacjach z procesu w mediach opisywany jestem jako zoofil, pedofil, gej, tyran [„Nowe Info” jako jedyne publikuje relacje z procesu, w żadnym naszym artykule nie pojawiły się określenia dyrektora jako zoofila i pedofila, choć na sali rozpraw takie słowa padały – przyp. red.]

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj