Rolnik musi być też meteorologiem

0
Krzysztof Sojka gospodaruje na ok. 100 ha; fot. ZB
Reklama

O ile mieszkańcy miast, reagując na ocieplenie, kupują lżejsze ubrania, wachlarze i dłużej relaksują się nad jakimś akwenem, to dla rolników zmiany klimatyczne stanowią prawdziwie egzystencjalne wyzwanie. Wpływa ono na to jakie zboża kiedy i gdzie wysiewać oraz jakich nowych narzędzi rolniczych użyć, by zatrzymać w glebie jak najwięcej wilgoci, a więc uzyskać jak największe plony.

Krzysztof Sojka ma 38 lat. Jest rolnikiem w mieście Tychy, a dokładniej na nielicznych już enklawach gruntów rolnych w jednej z tyskich dzielnic – Urbanowicach. W prowadzeniu gospodarstwa pomaga mu żona Sabina, która na co dzień pracuje zawodowo poza rolnictwem. Ponadto wsparciem w prowadzeniu gospodarstwa jest dla pana Krzysztofa jego mama, siostry oraz brat. Państwo Sojka mają dwójkę dzieci: 11-letniego Marcela i 9-letnią Wiktorię.

Krzysztof Sojka z żona Sabiną i dziećmi: Marcelem i Wiktorią; fot. S

– Gospodarstwo przejąłem 12 lat temu po rodzicach – wspomina Krzysztof Sojka. – Miało wtedy mniej niż 30 ha ziemi ornej. Teraz gospodaruję na ok. 100 ha położonych nie tylko w Tychach, ale również w sąsiedniej gminie Bojszowy, z tym że większość tych gruntów dzierżawię. Jesteśmy rolnikami od trzech pokoleń. Mój syn zainteresowany jest tą pracą, dlatego liczę, że kiedyś mnie zastąpi.

Od jakiegoś czasu, jak słyszymy, dają się wyraźnie odczuć zmiany klimatyczne. Dawniej najwyższe temperatury panowały w lipcu i sierpniu, teraz coraz częściej zdarza się, że najcieplejszy bywa wrzesień.

Krzysztof Sojka gospodaruje na glebach klas od III do VI (im niższa klasa – tym lepsza ziemia). Sieje kukurydzę, rzepak, pszenicę, pszenżyto ozime, jęczmień ozimy, owies, sporadycznie żyto oraz uprawia ziemniaki.

Reklama

– Im cięższy grunt, czyli niższa klasa, tym gleba jest bardziej wytrzymała – mówi pan Krzysztof. – Uprawy na ziemi III klasy przetrwają bez większego uszczerbku nawet miesięczny okres suszy. Natomiast na glebie VI klasy już po tygodniu widać negatywne efekty, a po miesiącu uprawy są zniszczone, zostaje po nich poślad zbożowy, nadający się tylko na paszę dla zwierząt. Dlatego na słabszych gruntach sieję przede wszystkim odporne na brak opadów odmiany kukurydzy, natomiast lepsze gleby przeznaczam pod bardziej wymagające uprawy: pszenicę, rzepak. Poza tym regułą jest, że na słabszych glebach, mniej odpornych na susze, wysiewam zboża ozime.

Nasz rozmówca wyjaśnia, że są zboża ozime (wysiewane jesienią) i zboża jare (wysiewane wiosną). Zboża ozime mogą liczyć na więcej wilgoci. Sprzyjają temu jesienne słoty i opady śniegu, a mniejsze temperatury powietrza powodują mniejsze parowanie gleby. Uprawy jare muszą poradzić sobie z mniejszą ilością wody w glebie i większym parowaniem. Tak przynajmniej było przez dłuższy czas. Teraz, na skutek zmian klimatycznych, słoneczna pogoda potrafi utrzymać się nawet do końca roku, opady deszczu są znikome, a na śnieg w zimie coraz częściej nie ma co liczyć. Starsze pokolenie powoli przywyka do faktu, że święta Bożego Narodzenia są bez śniegu, młodsi innych świąt nie pamiętają. Ostatnią deską ratunku dla rolników są styczeń i luty, ale i te miesiące ostatnio często zawodzą.

Krzysztof Sojka ma m.in. kombajn, cztery traktory i różnego rodzaju podczepiane do nich urządzenia rolnicze. Niedawno, aby przeciwdziałać skutkom suszy, park maszynowy gospodarstwa wzbogacił się o kompaktowy trzybelkowy agregat dłutowy do uprawy bezorkowej. Jak działa?

– Pług jest dobry do orki zimowej, gdy można liczyć na mniejsze parowanie i większe opady – tłumaczy pan Krzysztof. – Natomiast pod uprawy jare, aby jak najwięcej wilgoci zatrzymać w ziemi, używam od pewnego czasu właśnie agregatu dłutowego. Różnica polega na tym, że pług, podczas orki, odcina i odkłada skibę, odkrywając tym samym glebę pod wierzchnią warstwą – co powoduje odparowanie wody z tak odsłoniętej powierzchni. Natomiast agregat dłutowy nie tworzy skiby. Rozstawione dłuta przecinają glebę, spulchniając i napowietrzając ją, ale tworzą między tymi cięciami pasy nienaruszone. Tym samym kanały podsiąkania wody nie są podcięte (jak w przypadku orki pługiem), a poza tym zmniejsza się parowanie z takiego gruntu.

Krzysztof Sojka prezentuje agregat dłutowy; fot. ZB

– Pierwszy raz użyłem agregatu dłutowego wczesną wiosną 2023 roku – dodaje Krzysztof Sojka. – Na pełne efekty trzeba zatem poczekać 4 lata, ale ja już dzisiaj widzę różnicę. Zauważyłem bowiem, że tam, gdzie użyłem agregatu – kukurydza szybciej rosła.

Zmiany klimatyczne mają swój wpływ również na nawożenie. Bardzo ważne jest dostarczenie uprawom azotu. Przez dłuższy czas w gospodarstwie pana Krzysztofa używany był nawóz sztuczny w postaci granulatu. Jego skuteczność zależy od opadów deszczu, bo musi rozpuści się w wodzie, by wniknąć w glebę. Z opadami jest coraz większy problem, dlatego, aby się od nich uniezależnić, Krzysztof Sojka zaczął dostarczać uprawom azot poprzez roztwór saleczano-mocznikowy (RSM), czyli nawóz w płynie. Niedawno, z myślą o kolejnym sezonie, pan Krzysztof kupił olbrzymi zbiornik o pojemności 22 tys. litrów właśnie na RSM.

– Rolnik, aby sprostać wszystkim wyzwaniom (w tym klimatycznym), musi być również mechanikiem, chemikiem, analitykiem, meteorologiem – śmieje się Krzysztof Sojka. – Dobrze, że w telefonach komórkowych dostępne są aplikacje w miarę precyzyjnie przepowiadające pogodę.

O nowoczesności gospodarstwa naszego rozmówcy świadczy równie dbałość o czystość powietrza. Trzy lata temu, dzięki programowi wsparcia finansowego, pan Krzysztof wymienił w swoim domu piec na ekologiczny (kocioł 5 klasy). W zeszłym roku na zabudowaniach gospodarczych zamontował fotowoltaikę (ok. 22 kW). Tutaj pojawił się problem, bo na skutek błędnego montażu ilość uzyskiwanego prądu była mniejsza od spodziewanej. Błąd skorygowano i teraz Krzysztof Sojka oczekuje wyliczonych wcześniej efektów.

Zdzisław Barszewicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj