Atak na rodzinę

2
Mirosław Kańtor; fot. ZB
Reklama

Atak na rodzinę. „Nowe Info” rozmawia z Mirosławem Kańtorem, autorem słów hymnu Marszu dla Życia i Rodziny w Tychach.

Mirosław KAŃTOR lat 58, absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, ukończył podyplomowe studia administracyjne w zakresie rejestracji stanu cywilnego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim; współorganizator Marszu dla Życia i Rodziny w Tychach, autor słów hymnu tego marszu (również hymnu urzędników urzędów stanu cywilnego w Polsce i hymnu IV LO w Tychach); kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Katowicach.

„Nowe Info”: – „Gdy tęczowa rewolucja atakuje dzieci, stań jak Dawid, walcz jak król nasz Jan Sobieski Trzeci” – to najnowsza zwrotka hymnu pana autorstwa z tegorocznego Marszu dla Życia i Rodziny, który odbył się 9 czerwca. Czy słowa te nie brzmią homofobicznie?

Mirosław Kańtor: – Myślę, że brzmią logicznie i biblijno-historycznie. Wiara w Boga, Honor i Ojczyznę wymaga przeciwstawiania się tym, którzy głoszą hasło: wolność, równość i aborcja. Jako student w stanie wojennym byłem internowany za jaruzelofobię, bo nie zgadzałem się na pochwałę poglądów i decyzji politycznych generała Wojciecha Jaruzelskiego. Kiedy zmienił się ustrój i mogłem zajrzeć do materiałów zebranych przez Służbę Bezpieczeństwa na mój temat, znalazłem notatkę, w której określono mnie słowami „fanatyk religijny”. A ta religijność polegała m.in. na tym, że chodziłem na spotkania duszpasterstwa akademickiego do Katowic, gdzie modliliśmy się za Ojczyznę i za internowanych. Jak więc widać, funkcjonariusze reżimu odpowiedzialni za walkę z Kościołem bez żenady przyznali sobie prawo decydowania, jaka jest norma religijności (nawiasem mówiąc fakt, że tak mnie ocenili, sprawił mi przyjemność).

– Czasy się zmieniły…

Reklama

– Czasy się zmieniły, ale nie ludzka głupota, naiwność i obłuda. Ja się nie boję ludzi o homoseksualnej orientacji, a przecież to oznacza słowo homofob. Używane jest jednak, przy braku argumentów, jako pałka do okładania adwersarzy – co z tolerancją nie ma przecież nic wspólnego. A wracając do pana pytania: słowa tegorocznego hymnu Marszu dla Życia i Rodziny w Tychach po prostu oddają naszą złożoną rzeczywistość.

– Od kiedy zajmuje się pan pisaniem tekstów piosenek, pieśni, hymnów?

– Od czasów licealnych, gdy tworzyłem szkolny kabaret. Znam moc pieśni. Uczył mnie tego, tu w Tychach, wspaniały ksiądz Henryk Marchwica – animator Ruchu Oazowego. Nigdy nie zapomnę organizowanej przez niego mszy świętej po wyborze Polaka – Papieża, na której śpiewaliśmy specjalnie skomponowaną pieśń na cześć Jana Pawła II. Dawała moc. To mnie ukształtowało. Ks. Marchwica uczynił mnie animatorem muzycznym. Później, w maju 1981 roku, brałem udział w krakowskim Festiwalu Piosenki Studenckiej (jako gwiazdy występowali tam Jacek Kaczmarski i Przemysław Gintrowski). Ale najwięcej piosenek tworzyłem rok później w obozie dla internowanych w Zabrzu-Zaborzu.

– W jakich okolicznościach zabrał się pan do pisania hymnu Marszu dla Życia i Rodziny w Tychach?

– Poprosili mnie o to organizatorzy. W każdym roku powstawała jedna zwrotka śpiewana do melodii „Marsz, marsz Polonia”. Treść zwrotek starałem się zawsze dopasować do aktualnego hasła marszu (co roku idziemy pod innym hasłem, które oddaje ducha czasu).

– W tym roku hasło brzmiało: „Rodzina wspólnotą pokoju”…

– Gdy Ewa Węglarz, organizator marszu, prezentując hasło poprosiła mnie, abym ułożył tekst nowej zwrotki marszu, nic mi początkowo nie przychodziło do głowy. Wiedziałem jedno: trwa wojna cywilizacyjna, panoszy się antykultura, atakowany jest Kościół od wewnątrz i zewnątrz, atakowana jest rodzina. A pod flagą sześciokolorowej tęczy, świadoma swych celów, dobrze zorganizowana mniejszość chce dominować nad zdezorientowaną większością, szargając jej największe świętości. Pomodliłem się do Ducha Świętego, prosząc o inspirację. Przypomniała mi się wówczas starożytna sentencja: „Chcesz pokoju – szykuj się do wojny”. I zaraz potem szybko, tak jakby ktoś z góry dyktował mi słowa, napisałem te dwa wersy: „Gdy tęczowa rewolucja atakuje dzieci, stań jak Dawid, walcz jak król nasz Jan Sobieski Trzeci”.

– Czy zna pan konkretny przykład zaatakowania dziecka przez tęczową rewolucję?

– Tak. Przykład z ostatnich tygodni: mamusia, czerpiąca „mądrość” z nauki tęczowej rewolucji, pouczyła swoją pięcioletnią córeczkę Zosię, że można sobie wybrać płeć. Że jeżeli czuje się chłopcem, może sobie wybrać sama imię, np. Bartek, i mamusia będzie zwracała się do córeczki per „Bartek”. W przedszkolu jednak wychowawczyni zwracała się do Zosi jak do dziewczynki (bo taka płeć widniała w metryce). Za to mamusia oskarżyła wychowawczynię o łamanie praw dziecka. Znalazł się „tęczowy” psycholog, który wsparł rodzicielkę w tym ataku. O narzuconej seksualizacji nawet małych dzieci, wspieranej autorytetem Światowej Organizacji Zdrowia, nie ma już nawet co wspominać.

– Jest pan kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego. Jak z tak „nienowoczesnymi” poglądami odnajduje się pan w sferze, na razie tylko na Zachodzie, zawierania małżeństw homoseksualnych?

– To fakt: na Zachodzie już w 16 krajach można zawierać małżeństwa homoseksualne. W polskich urzędach stanu cywilnego dostajemy co jakiś czas informacje, że jacyś panowie zawarli np. w Monachium związek małżeński, a teraz chcą, abyśmy w Polsce uznali ich na tej podstawie za małżeństwo. Tego typu wnioski na razie zawsze spotykają się z odmową ich uznania. Bo godzi to w porządek prawny. Prawo polskie rodzinne w tym względzie oparte jest na konstytucji, która za małżeństwo uznaje jedynie związek kobiety i mężczyzny. Ale tam gdzie grunt prawny nie jest tak twardy, a sędziowie mają lewicową wrażliwość, daje się zauważyć erozję. Na przykład niedawno doszło w Polsce do pierwszego przypadku, gdy w akcie urodzenia dziecka nie ma matki.

– Jak dziecko mogło urodzić się bez matki?!

– Oczywiście miało matkę. Ojciec był Polakiem. Zamówił sobie surogatkę, czyli kobietę, której zapłacił jedynie za urodzenie swojego dziecka. Akt urodzenia wystawiono w Pakistanie. Tam nie widziano żadnego problemu, by rubrykę „matka” pozostawić pustą, a wypełnić tylko rubrykę „ojciec”. Z tym aktem urodzenia ojciec przyjechał do Polski. USC odmówił wpisania takiego aktu w polski obieg prawny, ale Najwyższy Sąd Administracyjny nakazał uznać ten trefny akt.

– Czyli idzie nowe…

– Niestety. Jeżdżę co roku na europejskie kongresy urzędników stanu cywilnego. Ani jeden wykład nie był tam poświęcony kwestii trwałości małżeństwa, odpowiedzialności za swoje słowa i decyzje, ukazaniu wartości rodziny, gdzie rola matki i zwłaszcza postawa ojca mają ogromny wpływ na życie i wychowanie dziecka.

– Zamiast tego co urzędnicy słyszą na szkoleniach?

– Różne rzeczy: od nowości i zmianach prawa w poszczególnych krajach, po troskę o prawa tylko mniejszości seksualnych. O tym, że nie mogą oni w akcie urodzenia wpisać płci, z którą się aktualnie identyfikują, lub że nie wolno im wpisać słowa aseksualny. Że mamy tylko dwie rubryki: kobieta i mężczyzna – co dyskryminuje te osoby. Gdy jeden niemiecki wykładowca chciał zwrot „panie i panowie” zastąpić nowoczesnym zwrotem, wymienił 56 odmian płci. Sam wstęp zajął mu 5 minut zamiast 5 sekund.

– Może za wcześnie zadaje się pytania na temat płci. Płeć bezdyskusyjnie i ostatecznie na pewno ustalą archeolodzy. Prowadząc wykopaliska natrafiają na szczątki ludzkie nawet sprzed kilku tysięcy lat. Jak dotąd nie natrafili jednak na żaden szkielet LGBT+. Kości, które znajdują, zawsze należą do osobników płci męskiej albo żeńskiej.

– No tak, archeolodzy na pewno nie będą mieli problemu, ale urzędnicy urzędów stanu cywilnego w Polsce zaczynają mieć z tym problem, i to coraz większy. Trudno nie widzieć tu wpływu ideologii na zdrowy rozsądek. Niektóre partie polityczne uznanie małżeństw homoseksualnych wzięły na sztandary w walce o polityczną władzę w kraju.

– Jak porównałby pan ataki na Kościół prowadzone za czasów komunizmu i obecnie?

– Obecna walka jest bardziej wyniszczająca. Komuniści zwalczali religię, księży, zakazywali budowy kościołów, aresztowali pielgrzymujący po Polsce obraz Matki Boskiej, ale nie pozwolili sobie na profanowanie wizerunku Czarnej Madonny poprzez domalowywanie tęczowej aureoli. W sprawach obyczajowych polscy komuniści byli raczej konserwatywni. Uderzali w Kościół, ale nie podkopywali fundamentu, jakim jest rodzina. Dzisiaj zwalczane jest „mama i tata”, bo chce się wprowadzić słowo „rodzic”, a Kościół poniewierany jest za to, że broni tradycyjnego modelu małżeństwa i rodziny. Do tego znajdują się księża, którzy nie tylko grzeszą (jak wszyscy), ale są z tego dumni i sieją zgorszenie, np. były już proboszcz z Tychów Wilkowyj, który w Boże Ciało, w kościele, obwieścił publicznie, że zrzuca sutannę, by związać się z kobietą. Zamiast bronić wartości stał się jednym z elementów tęczowej rewolucji, która głosi, że twoja tożsamość jest płynna. Wczoraj byłeś księdzem Michałem, dziś możesz być tylko Michałem. A jutro nawet Justyną.

– Czy wersy refrenu o tęczowej rewolucji mają być bronią w tej toczącej się obecnie walce?

– Jaka to broń? To jedynie gong, pobudka, sygnał dla osób, które opowiadają się za cywilizacją życia. Bo w tej cywilizacji jest dobro, logika, sens, ład, harmonia. To pragnienie rozmowy z każdą osobą otwartą na prawdę o ludzkiej seksualności i sensie życia. Alternatywą jest cywilizacja śmierci z chaosem moralnym niesionym na tęczowych sztandarach. To świat zwolenników destrukcji, buntu, eutanazji i aborcji, pogardy dla tych, którzy wierzą w niebo i w piekło.

– Czy w przyszłym roku podczas Marszu dla Życia i Rodziny należy spodziewać się kolejnej zwrotki kontynuującej walkę z tęczową rewolucją?

– Będzie to zależało od aktualnej sytuacji. Nie wyobrażam sobie jednak, abym nie reagował na zło. Każdy chrześcijanin ma obowiązek się mu przeciwstawiać.

– Czy nie miał pan problemów w pracy z powody deklarowania przywiązania do wartości chrześcijańskich?

– Nie miałem. Zawsze w USC odwołuję się do obowiązującego w Polsce niezmiennie od 50 lat prawa rodzinnego. Definiuje ono małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Związek ten nakłada na małżonków konkretne obowiązki, a że nie odbiegają one od tych, które wskazuje Kościół, więc mowy ślubne o wzajemnej odpowiedzialności, wierności i komplementarności obu płci wygłaszam z wewnętrznym, głębokim przekonaniem.

Rozmawiał: Zdzisław Barszewicz

Wywiad opublikowany 6 sierpnia 2019 r. w papierowym wydaniu „Nowego Info” nr 16

CZYTAJ TEŻ:

Dlaczego Norweżka poprosiła o azyl w Polsce?

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. To niesamowite…W tyskim Urzędzie Stanu Cywilnego kierownikiem jest pan Mirosław Kańtor, człowiek niepospolity i nadzwyczajny. Obrońca praw rodziny i autor słów Hymnu do Marszu dla Życia i Rodziny, który od lat odbywa się w Tychach. Jest także jego współorganizatorem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj