Bocianom nie opłaca się już podróżowanie

0
Piotr Janusz przy karmniku postawionym przez miasto Tychy w Rodzinnym Parku bł. Karoliny; fot. ZB
Reklama

Krajobraz bez ptaków jest martwy. A z roku na rok jest ich coraz mniej. Przyczyn jest kilka. Wśród nich ważną rolę odgrywa zmiana klimatu. W naszej strefie oznacza to wzrost temperatury, który skutecznie zaburza odwieczny rytm życia. Jakby tego było mało, potężną dawkę śmierci fundują ptakom myśliwi.

Spotkaliśmy się z Piotrem Januszem w Rodzinnym Parku bł. Karoliny w Tychach, by porozmawiać o ptakach. Mój rozmówca nie jest z wykształcenia ornitologiem, nigdy nawet nie należał do Ligi Ochrony Przyrody, ale sympatyzuje z LOP i innymi tego typu organizacjami, koresponduje z nimi, prowadzi pogadanki przyrodnicze dla dzieci w przedszkolach. To pasjonat. Jest handlowcem, ale już od najmłodszych lat interesował się przyrodą. Zamiłowanie to zawdzięcza ojcu.

– Mój ojciec podczas II wojny światowej był partyzantem, wiele czasu spędził w lesie – wspomina Piotr Janusz. – Znał gatunki drzew, zwyczaje zwierząt, nazwy roślin. Po wojnie pracował jako kolejarz, ale często przychodził do lasu. Tak odpoczywał. Brał mnie ze sobą. Miałem wówczas 5 lat, ale pamiętam jego opowieści. Zamiłowanie ojca do przyrody było powszechnie znane. Ludzie przynosili mu ranne ptaki, jeże i inne zwierzęta, by się nimi zaopiekował. Przyjaźnił się z dyrektorem poznańskiego ogrodu zoologicznego. Moim zadaniem, jako dziecka, było dostarczenie naturalnego pożywienia np. ptakom będącym pod opieką ojca. Biegałem więc po lesie z siatką, łapiąc różne owady.

Od 1979 roku Piotr Janusz mieszka w Tychach.

Tutaj największym siedliskiem ptaków wodnych było Jezioro Paprocańskie. Swego czasu, jak słyszymy, w Paprocanach (dzielnica Tychów) można było zobaczyć perkozy rdzawe i dwuczube, łyski, czernice, hełmiatki. Widoki te odeszły w przeszłość. Zdarza się, że jakieś ciekawe gatunki ptaków w przelocie zagoszczą na jeziorze, ale takich par lęgowych już nie ma. Dlaczego?

Jezioro Paprocańskie przestało być ostoją ptactwa, stało się tłumnie odwiedzanym kąpieliskiem. Dawniej również pełniło i tę rolę, ale ludzi było mniej i funkcjonowały miejsca, gdzie dzika przyroda stawiała skuteczny opór. Dzisiaj, po autentycznie dzikiej plaży nad jeziorem została już tylko nazwa. Rozwija się branża gastronomiczna, droga wokół akwenu jest wybrukowana.

Reklama

Tłumne szukanie ochłody nad jeziorem,

a więc zaburzenie spokoju, którego potrzebują ptaki, to jakiś skutek niewątpliwie odczuwalnego wzrostu temperatur w lecie powyżej 30 stopni Celsjusza. Ale zmiana klimatu również bezpośrednio wpływa na ptaki, nie tylko wodne.

– Niedawno widziałem, jak kaczka krzyżówka wodziła młode – mówi Piotr Janusz. – A przecież jesień to nie  pora na wprowadzanie piskląt na świat. Za późno. Kaczkę zdezorientowała wysoka temperatura. Pisklęta trzeba wyżywić. Wcześniej nie byłoby z tym problemu, ale jesień i zima to nie najlepsza pora na zdobywanie pożywienia, tym bardziej, że nagle – i często tak bywa – może dojść do ochłodzenia. Taka sytuacja grozi śmiercią, a jeśli nawet te kaczki przeżyją, to będą słabsze.

Dezorientacja ptaków

wywołana zmianą klimatu najlepiej widoczna jest u bocianów. Już dawno powinny odlecieć do ciepłych krajów. Tymczasem pod koniec października pan Piotr widział w Cielmicach (dzielnica Tychów) te ptaki w gnieździe. Nie odleciały. I nie odlecą. Najprawdopodobniej nie pierwszy raz. Instynkt najwidoczniej podpowiedział im, że przy coraz lżejszych zimach wysiłek energetyczny potrzebny do pokonania ok. 7 tys. km jest nieopłacalny.

Anomalie klimatyczne powodują, że w zimie ptaki trzeba intensywniej dokarmiać. Dobrze robią to działkowcy. Tutaj należy podkreślić, że nie wystarczy kierować się litością. Na dokarmianiu trzeba się znać, w przeciwnym razie wyrządzimy ptakom krzywdę.

– Nie wolno dokarmiać ptaków chlebem!

– ostrzega Piotr Janusz. – Pieczywo w znacznej części robione jest obecnie na ulepszaczach. Substancje te powodują u ptaków degenerację skrzydeł do tzw. angielskich skrzydeł. W efekcie ptak nie potrafi latać. Chleb na ulepszaczach jest szczególnie niebezpieczny dla kaczek. Trzeba wiedzieć, że kaczka może przez 3 tygodnie nic nie jeść, potrzebny pokarm czerpiąc w tym czasie ze swojej tkanki tłuszczowej. Sole zawarte w pieczywie likwidują tę tkankę i, w przypadku braku naturalnego pożywienia, kaczka szybko ginie z głodu.

Dzięki staraniom miłośników przyrody,

w tym – jak słyszymy od. P. Janusza – Zbigniewa Gieleciaka, prezesa gminnej spółki Regionalne Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej, na terenie ok. 7,5 ha udało się stworzyć w Tychach ostoję rzadkich już gatunków roślin, zwierząt – w tym ptaków. Znajduje się ona na terenie lasu w Cielmicach. Dokładnie gdzie? Pan Piotr nie chce powiedzieć. Tłumaczy, że im mniej ludzi będzie znało to miejsce – tym lepiej dla tamtejszej przyrody. Rośnie tu budleja Dawida („motyli krzew”), posadzono ostatnio czeremchę, dziki bez, głóg. Jest dużo owadów. Nic dziwnego więc, że i ptaki czują się tu dobrze, mając jeszcze do dyspozycji ok. 40 dobrych i profesjonalnie zamontowanych budek lęgowych. Tutejszą faunę reprezentują też m.in. wydry, borsuki, bobry.

– Dokarmianie jest koniecznością, szczególnie przy tak rozchwianym klimacie – mówi Piotr Janusz. – Trzeba je rozpocząć nie wcześniej niż w dniu pierwszych przymrozków, a później już konsekwentnie kontynuować, łącznie z przednówkiem (nawet gdy wzrośnie temperatura) do marca, kwietnia. Zwierzęta szybko przyzwyczajają się do dokarmiania. Gdy zrobimy to raz, to później nie będą już same szukały pożywienia, tylko czekały na pokarm dostarczony przez człowieka.

W cielmickiej ostoi

znajduje się największy w mieście karmnik. Pan Piotr z innymi miłośnikami przyrody przywożą tu tygodniowo 20 kg słonecznika i 5 kg łoju.

Ptakom można pomóc również na osiedlach mieszkaniowych. Niestety, niedawno na skutek ocieplania bloków zniknęły gniazda jaskółek. Pan Piotr wynegocjował z wykonawcą robót, aby przy jego bloku prace rozpocząć, gdy młode jaskółki opuszczą gniazdo. Tak też zrobiono. Ale ptaki te już nie wróciły. Od tej pory mieszkańcom bloków dają się we znaki komary, które wcześniej były pokarmem jaskółek. Udało się jednak, jak słyszymy, dzięki inicjatywie kupców z Tyskich Hal Targowych i spółdzielni mieszkaniowej „Teresa”, zamontować na blokach budki dla jerzyków.

– Jerzyki to fascynujące ptaki!

– mówi pan Piotr. – Gdy już pierwszy raz ptak ten wyfrunie ze swego gniazda, to przez 10 miesięcy w ogóle nie ląduje! Śpi, je, odbywa gody, wciąż unosząc się w powietrzu. To największy sprzymierzeniec człowieka w walce z uciążliwymi owadami. Dziennie potrafi zjeść w sumie do 20 tys. meszek i komarów!

Zdaniem Piotra Janusza oprócz zmian klimatycznych największym zagrożeniem dla ptaków są dzisiaj myśliwi.

– Strzelanie do ptaków to barbarzyństwo!

– mówi wzburzony pan Piotr. – Czy pan wie, że rocznie w Polsce myśliwi wystrzeliwują do ptaków 500 ton ołowianych śrucin?! Mniej więcej tyle samo ołowiu emituje w tym czasie przemysł w naszym kraju, zatruwając środowisko. Ranne ptaki naszpikowane takimi śrucinami często umierają w rowach, a rozkładając się zatruwają glebę, wodę. W naszym kraju jest 13 gatunków ptaków łownych (tzw. „pechowa trzynastka”), czyli takich, do których można legalnie strzelać, w sytuacji gdy liczebność sześciu z tych gatunków, zmalała już nawet o ok. 90 proc. Na przykład liczba kuropatw w Polsce zmniejszyła się szybko z 7,5 mln par lęgowych do 100 tys. sztuk, a mimo to w 2023 roku zostanie zamordowanych 9,8 tys. kuropatw (taki jest limit Polskiego Związku Łowieckiego na ten rok)! Będę zabiegał o wprowadzenie w Polsce 5-letniego  zakazu polowania na ptaki, aby owa „pechowa trzynastka” (bażant, jarząbek, kuropatwa, gęgawa, gęś białoczelna, gęś zbożowa, krzyżówka, cyraneczka, głowienka, czernica, gołąb grzywacz, słonka, łyska) miała szansę zwiększyć swoją liczebność.

Zdzisław Barszewicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj