Brutalna zbrodnia sprzed lat. Dlaczego zginął leśniczy z Wygorzela?

0
Leśniczówka Wygorzele, w której w 1944 r. rezydował Alfred Wiesler; fot. Jerzy Szołtys
Reklama

Alfred Wiesler przez wiele lat był jednym z leśniczych księcia pszczyńskiego. Pracował w Promnicach. Na ziemię pszczyńską wrócił ponownie w czasie drugiej wojny światowej. Leśną służbę pełnił w Wygorzelu. W 1944 r. został zamordowany w tajemniczych okolicznościach nad rzeką Mleczną. Podejrzewano, jakie mogły być motywy zabójstwa, ale sprawców nigdy nie wykryto.

Autor: Jerzy SZOŁTYS

Lasy księcia pszczyńskiego Jana Henryka XV Hochberga obejmowały do 1937  r. obszar około 28 tysięcy hektarów. Cała służba leśna wyższego szczebla (leśniczowie, nadleśniczowie) była niemiecka. Nie zmieniło się to nawet w 1922 r., gdy powiat pszczyński został przyłączony do Polski. Ponieważ majątek był prywatny, książę mógł zatrudniać kogo chciał. Stan rzeczy zmienił się w 1937 r., gdy lasy uległy konfiskacie na rzecz Skarbu Państwa polskiego za długi podatkowe. Jesienią 1937 r. niemieccy leśnicy zostali zwolnieni przez polską już administrację lasów.

Nie minęły jednak pełne dwa lata od konfiskaty, gdy wybuchła II wojna światowa i sytuacja się odwróciła. Na Górny Śląsk wkroczyły wojska niemieckie. Już 10 września 1939 r. przysłano do Pszczyny nowego niemieckiego zarządcę tutejszych lasów. Nazywał się Walter Rocholl. Polscy leśnicy wyższego szczebla musieli uciekać, bo często w swoich biografiach mieli wątki powstańcze i byli działaczami patriotycznymi.

Opuszczone stanowiska hitlerowski zarządca zaczął uzupełniać byłymi książęcymi leśniczymi. Jednym z takich leśników był Alfred Wiesler, za Hochbergów pracujący wiele lat w Leśnictwie Promnice. W czasie wojny Wiesler wrócił na ziemię pszczyńską, ale do Leśnictwa Wygorzele w Lasach Murckowskich.

Reklama

5 października 1944 r. około godz. 15.00 leśniczy Alfred Wiesler udał się na polowanie na wcześniej upatrzonego rogacza (samca sarny). Żonie powiedział, że wróci ok. godz. 22.00. Gdy nie wrócił, zaniepokojona małżonka zadzwoniła do jego kolegów z sąsiedztwa. Jednak nikt go nie widział. W końcu powiadomiła Nadleśnictwo Murcki, że mąż nie wrócił z wieczornego polowania.

Rano przyjechała policja z Katowic i z udziałem pracowników nadleśnictwa zaczęły się poszukiwania na dużą skalę. Użyto psów myśliwskich i jednego psa policyjnego. Pewien robotnik leśny zeznał, że poprzedniego dnia, ok. godz. 17.30, słyszał pojedynczy strzał, a potem dwa lub trzy następujące po sobie szybkie strzały z kierunku łąk nad rzeką Mleczną. Udano się tam w pierwszej kolejności i wkrótce niedaleko ambony psy znalazły na łące krwawą plamę i ślady ciągnięcia w kierunku rzeki. Ekipa poszukiwawcza nie miała wątpliwości, że chodzi tu o leśniczego, co potwierdziło badanie śladów.

Autor tekstu w miejscu zbrodni – łąki nad rzeką Mleczną; fot. archiwum J. Szołtysa

Na łące, oprócz śladów zdeptania, nic nie znaleziono. Dwudniowe poszukiwania w rzece aż do Wisły nic nie dały. Minęły dwa tygodnie od zdarzenia, gdy pewien policjant kryminalny z Katowic jeszcze raz udał się na miejsce domniemanej zbrodni. Idąc wzdłuż rzeki zauważył przy brzegu wśród wodnej roślinności dziwnie wyglądającą kępę, która okazała się męską bielizną pokrytą szlamem i liśćmi. Kilkadziesiąt metrów dalej w wyrwie brzegowej zauważył zablokowane pod faszyną (wiklinowy płotek) zwłoki leśniczego Wieslera. Październik był ciepły i zwłoki były w stanie posuniętego rozkładu.

Sekcja wykazała trzy rany postrzałowe – w brzuch, łopatkę i w głowę. Oprócz tego były ślady uderzeń w głowę. Leśniczego obrabowano – zniknęły kniejówka (skrócona broń myśliwska o dwóch lufach), pistolet, dokumenty, portfel, cała odzież i obuwie.

Śledztwo poszło w dwóch kierunkach: Alfred Wiesler mógł zginąć, bo interweniował napotykając kłusowników, lub były to porachunki sprzed lat. Jak się bowiem okazało, w czasie II Powstania Śląskiego, w rewirze Promnice, Wiesler natknął się nad Korzeńcem na pięcioosobową bandę kłusowników rozbierających tuszę jelenia byka. Wywiązała się wtedy strzelanina i chociaż leśniczy był sam, śmiertelnie postrzelił jednego, a drugiego kłusownika ranił w ramię. Bandę aresztowano – otrzymali kilkuletnie wyroki więzienia, ale odgrażali się, że wezmą odwet.

Nagrobek leśniczego Wieslera na cmentarzu ewangelickim
w Mikołowie; fot. Jerzy Szołtys

Kiedy toczyło się śledztwo, druga wojna światowa dobiegała końca i trzy miesiące później na Górny Śląsk wkroczyły wojska radzieckie. Sprawcy zbrodni nad rzeką Mleczną nigdy nie zostali wykryci. Alfreda Wieslera pochowano na cmentarzu ewangelickim w Mikołowie (na nagrobku widnieje miesiąc pochówku – listopad 1944 r.). Na pogrzeb przybył z Dąbrówki k. Toszka jego długoletni przyjaciel z czasów służby u księcia pszczyńskiego – ostatni łowczy książęcy Willy Benzel. To on w książce „Auge um Auge” („Oko w oko”), wydanej w 1971 r. opisał kulisy tej zbrodni.

Bibliografia: Willy Benzel, „Auge um Auge”, wyd. BLV Monachium, 1971

Artykuł ukazał się w dwutygodniku „Nowe Info” nr 16 z 7 sierpnia 2018 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj