Wyjechałem dziś wczesnym rankiem. Miałem do pokonania ponad 500 km. Po dwóch godzinach jazdy, głodny i rozdrażniony informacjami radiowymi ze świata, zacząłem wypatrywać jakiegoś miejsca postoju. Hot dogów i całego tego żarcia na stacjach miałem już dosyć. Wtedy mignął mi po prawej stronie wysoki słup ze znakiem McDonald’s. Zjechałem.
Tylko raz, przed dwudziestu laty, zjadłem maca i postanowiłem już więcej tam nie zaglądać. Ostatnio jednak znajomi przekonywali mnie, że w McDonaldzie wiele się zmieniło na lepsze. No i na śniadanie można już było zamówić jajecznicę i bułkę z twarożkiem.
Było niewiele po ósmej, kiedy wszedłem do McDonalda. W środku pustki. Przy kasie zamówiłem bułeczkę z twarożkiem i rzodkiewką, jajecznicę na bekonie i włoskie espresso. Kiedy płaciłem, powiedziałem: „Tylko proszę lekko ściętą”, a pani na to: „W zestawie?”. Po drugiej stronie Ukrainka nie bardzo rozumiała, co mówię, a że jak ktoś proponuje coś w zestawie, to od razu dziękuję, więc się tylko kwaśno uśmiechnąłem. Zabrałem swój numerek i udałem się do toalety.
Gdy wróciłem, Ukrainka czekała na mnie z papierową tytką. „Ale ja zamawiałem na miejscu” – rzekłem do niej. Sięgnęła po tacę i z tytki wyjęła dwa zawiniątka w papierze i papierowy kubek, rozłożyła i podała mi tacę.
„To jest jajecznica?” – zapytałem. Uśmiechnęła się potakująco. Jeden z otrzymanych pakunków był ciepły, drugi zimny. Usiadłem z tacą przy stoliku. Chciałem zacząć od jajecznicy, więc rozpakowałem ten ciepły. Była to bułka z twarożkiem. Czy ktoś kiedyś z was jadł bułkę z twarożkiem na ciepło? W drugim pakunku znajdowała się jajecznica z bekonem zawinięta w pszenny placek.
Gdybym miał ugotować najgorszą jajecznicę świata, to na pewno przegrałbym z tym, co przede mną leżało. Na szczęście w papierowym kubku było coś, co wyglądało i smakowało jak kawa.
Moje rozgoryczenie i głód zniknęły, choć nic nie zjadłem. Jechałem dalej zadowolony. Moja pierwotna opinia o McDonaldzie nie zmieniła się. Wróciły przez to harmonia i spokój, a już wydawało mi się, że wszystko powoli staje na głowie. Jak macie chandrę i kilkadziesiąt złotych, to McDonald przywróci wam wiarę w boski porządek rzeczy!
A skoro już mowa o jajecznicy. Można ją przygotować na setki sposobów. U nas w rodzinie każdy je inną. Widząc, jak moje dzieci maltretują jaja (wysuszając je ponad potrzebę) – zamykam oczy. Sam lubię jajecznicę tylko z masłem, choć od sierpnia do października robię często jajecznicę na pomidorach. Ta jajecznica też może być przygotowywana na różne sposoby. Moja żona robi ją błyskawicznie, jaja pultają się w soku pomidorowym zamiast ściąć się w jedną całość. To są jaja w zupie a nie jajecznica.
Jajecznica na pomidorach Alamiry:
Na patelnię wykładamy łyżkę oleju i łyżkę masła.
Kroimy dwa dojrzałe pomidory w kostkę i wrzucamy na patelnię. Dodajemy szczyptę soli i łyżkę octu balsamicznego. Dusimy do całkowitego odparowania wody.
Jaja wrzucamy dopiero wtedy, gdy pomidory zaczną skwierczeć i się przypalać. To jest ten moment, kiedy powstaje dodatkowy smak nieosiągalny dla mojej małżonki i dla większości śmiertelników. Trzy jaja na dwa pomidory.
Mieszamy tylko dwa razy widelcem. Pierwszy raz, gdy jaja się zetną od spodu, drugi – by wyrównać miejsca ścięte z mniej ściętymi.
Dodajemy sporą łyżkę zimnego masła, serwujemy na talerzu z odrobiną szczypioru i świeżo zmielonego pieprzu.
Alamira, bloger Salonu24