Ja, prezydent. Zamazywanie granicy między tym, co prywatne, a tym, co służbowe

1
Prezydent Tychów Andrzej Dziuba na jednej z sesji Rady Miasta Tychy; fot. ZB
Reklama

Opadł już kurz bitewny związany z kampanią wyborczą do parlamentu. W Tychach doszło do widocznej zmiany – Andrzej Dziuba, po 23 latach sprawowania urzędu prezydenta miasta, został senatorem, a więc opuścił zajmowany fotel włodarza gminy. Warto zastanowić się nad prawie ćwierćwieczem jego rządów w mieście, bo tak długi okres sprawowania urzędu prezydenta (burmistrza, wójta) już się nie powtórzy. Szczególnie interesujący jest wpływ władzy na władającego, a mówiąc konkretniej chodzi o jej nadużywanie. Tychy nie są bynajmniej jakimś ewenementem, ale prezydent Tychów był tu wyjątkowo wdzięcznym przykładem zamazywania granicy między tym, co prywatne, a tym, co służbowe.

Na wstępie należy zauważyć, że w swoich oficjalnych wystąpieniach służbowych (no, może poza kilkoma wypowiedziami na sesjach Rady Miasta) prezydent Tychów Andrzej Dziuba nie przyniósł Tychom wstydu. Wcześniej był inżynierem górnikiem i pracował w tej branży. W pierwszym okresie sprawowania urzędu prezydenta (a właściwie przewodniczącego zarządu miasta) dopiero przyzwyczajał się do nowego tytułu. Podczas rozmów zdawał się wykazywać zrozumienie dla krytyki. Odpowiadał na nią. Stopniowo jednak zaczęło się to zmieniać. Widać było, że tytuł prezydenta, wraz z towarzyszącym poczuciem władzy, coraz bardziej wrasta mu w nazwisko.

W historii wchłaniania

przez organizm Andrzeja Dziuby tytułu prezydenta istotne są walentynki sprzed ośmiu lat. Akurat bowiem w tym dniu, tj. 14 lutego 2015 roku, Andrzej Dziuba (wraz z innymi 28 prezydentami miast) podpisał, jako prezydent Tychów, na specjalnie zwołanym w Katowicach wiecu politycznym, deklarację poparcia „Prezydenci dla prezydenta” i wystąpił w spocie wyborczym Bronisława Komorowskiego (kandydata PO starającego się o reelekcję na najwyższy urząd w państwie). Cała impreza zorganizowana była jako wyraz poparcia politycznego dla B. Komorowskiego. Ze słów wypowiedzianych podczas katowickiej konwencji, i podpisanej przez jej uczestników deklaracji, jednoznacznie wynikało, iż poparcia w zbliżających się wyborach B. Komorowskiemu udzieliły nie prywatne osoby zatrudnione na stanowiskach prezydentów miast (w końcu każdy gdzieś pracuje, co nie może ograniczać jego swobód obywatelskich), ale właśnie prezydenci miast, czyli – jak mówi prawo samorządowe – organy wykonawcze miast. Nagranie z tego wiecu było później reklamówką wyborczą.

Statuty miast,

uchwalone na podstawie ustawy samorządowej, stanowią coś w rodzaju lokalnych konstytucji. Wybija się tam naczelna zasada: zadaniem miasta jest zaspokajanie potrzeb mieszkańców. Statut tyski zadania własne miasta wymienia w ponad 20 punktach. Są tam między innymi edukacja, ochrona zdrowia, transport ale nie ma działalności politycznej, wspierania kandydata jednej partii, występowanie w propagandowych filmach, których jedynym zadaniem jest zapewnienie zwycięstwa określonej opcji politycznej popieranej jedynie przez część obywateli. Statut wyraźnie mówi, że prezydent to organ wykonawczy miasta służący do kierowania bieżącymi sprawami oraz reprezentujący miasto na zewnątrz. Jeśli więc m.in. Andrzej Dziuba, właśnie jako prezydent Tychów, przybył na wiec wyborczy kandydata PO i, jako prezydent Tychów, złożył podpis pod polityczną deklaracją poparcia dla kandydatury prezydenta Komorowskiego, to oznaczałoby, że w imieniu miasta Tychy – a więc wszystkich tyszan – wskazał kandydata, na którego tyszanie zobowiązali się głosować w majowych wyborach na prezydenta RP.

Niezależnie od ustawy samorządowej i statutów,

które de facto delegalizują używanie urzędu prezydenta miasta w działaniach czysto politycznych (dzielących ludzi, a więc obcych idei samorządności), ciekawi byliśmy, czy osoby, które wzięły udział w katowickim spotkaniu partyjnym miały jakikolwiek mandat, by posługiwać się tam tytułem prezydenta, a więc wypowiadać się w imieniu wszystkich mieszkańców swoich miast. Chcieliśmy upewnić się, czy były świadome faktu występowania na wiecu politycznym w roli statutowego „organu wykonawczy miasta”. Zwróciliśmy się więc m.in. ido prezydenta Tychów Andrzeja Dziuby z konkretnymi pytaniami.

Reklama

Po pierwsze

interesowało nas: czy poparł kandydaturę Bronisława Komorowskiego prywatnie, czy w imieniu wszystkich mieszkańców. Po drugie: jeśli poparcia udzielił jako prezydent, to czy został do tego upoważniony np. jakąś uchwałą Rady Miasta. Ciekawiło nas też czy, jego zdaniem, popieranie jednego z kandydatów w wyborach o charakterze politycznym leży w zakresie obowiązków prezydenta miasta, a jeśli tak, oczekiwaliśmy zacytowania stosownego fragmentu tego zakresu obowiązków. Prezydenci największych śląskich miast, uczestniczący w katowickim wiecu, również otrzymali takie pytania. Poprosiłem, by odpowiedzieli na nie osobiście.

Prezydenci Katowic i Bielska-Białej

odpowiedzieli wymijająco, a od prezydenta Tychów Andrzeja Dziuby otrzymałem, za pośrednictwem Ewy Grudniok, rzecznik prasowej Urzędu Miasta Tychy, następującą wiadomość: „Nie będę udzielał „osobistej odpowiedzi” na pana pytania w tym temacie i każdym innym, w którym zwróci się pan o „osobistą odpowiedź” do mnie” [„Echo” nr 8 z 2015 r.].

Z biegiem czasu

wychodziły na jaw niejasne okoliczności towarzyszące temu walentynkowemu spotkaniu. Rej wodził na nim eksprezydent Katowic Piotr Uszok (inicjator podpisania deklaracji „Prezydenci dla prezydenta”) – doradca Marcina Krupy, prezydenta Katowic. Choć spotkanie odbyło się w Katowicach i wzięli w nim czynny udział prezydent Katowic i jego doradca, to w Urzędzie Miasta Katowice twierdzili stanowczo: było to spotkanie prywatne.

Po mojej publikacji

sprawa uczestnictwa prezydenta Tychów Andrzeja Dziuby, nie jako osoby prywatnej, ale właśnie prezydenta Tychów, w wiecu wyborczym kandydata PO pojawiła się na sesji Rady Miasta Tychy. Jeden z radnych zaapelował do Andrzeja Dziuby m.in. o zwrot pieniędzy wydanych z kasy miasta na ten cel (jeśli do takiego wydatku doszło) [„Echo” nr 10 z 2015 r.]. Andrzej Dziuba twierdził, że zarzuty są absurdalne, sam fakt ich podnoszenia – żenujący, a autorzy owych zarzutów – śmieszni. Utrzymywał, że miał prawo – jako prezydent – uczestniczyć w katowickim spotkaniu.

Gdy pytałem dalej,

otrzymałem od rzecznika UM Tychy odpowiedź, w której stwierdzono, że deklarację „Prezydenci dla prezydenta” podpisał prezydent miasta Tychy, czyli organ wykonawczy jednostki samorządu terytorialnego. Zakomunikowano przy tym, powołując się na art. 31 ustawy o samorządzie gminnym, że prezydent Tychów reprezentował gminę, a nie mieszkańców gminy. Pouczono, że „żaden przepis nie ogranicza prezydenta miasta w zajmowaniu stanowiska w istotnych z jego punktu widzenia sprawach”.

O skomentowanie tych rewelacji

zwróciłem się do niekwestionowanego autorytetu, współtwórcy ustawy samorządowej – prof. dr. hab. Czesława Martysza z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Pamiętam, że pierwszą reakcją profesora było zdumienie. Gdy nieco ochłonął stwierdził spokojnie, że „przywołanie art. 31 ustawy o samorządzie gminnym w przypadku katowickiego spotkania osób pełniących funkcje prezydentów miast z prezydentem RP, to jakieś nieporozumienie wynikające z nieznajomości istoty sprawy”.

– Art. 31 ustawy o samorządzie gminnym głoszący: „Wójt kieruje bieżącymi sprawami gminy oraz reprezentuje ją na zewnątrz” oznacza jedynie, że tylko i wyłącznie wójtowi (burmistrzowi, prezydentowi) ustawa daje prawo reprezentowania gminy np. przed sądem i to nie w każdej kwestii, ale jedynie w takiej, która wynika z kierowania bieżącymi sprawami gminy – wyjaśniał cierpliwie profesor. – Prawnie nazywa się to legitymacją procesową. Jeśli więc np. gmina pozwie do sądu rząd w sprawie przekazania niewystarczającej kwoty pieniędzy z budżetu państwa na realizację zadań z zakresu administracji rządowej, to w takiej sprawie, właśnie na podstawie art. 31, pozywającą gminę będzie reprezentował wójt, ale jeśli ten sam wójt zaproszony na wesele upije się tam i narozrabia, to, stając przed sądem, nie będzie reprezentował gminy, bo biesiadowanie na weselach nie należy do zadań własnych gminy, a tym samym do nałożonego ustawą na wójta obowiązku kierowania jej bieżącymi sprawami.

Wójt (burmistrz, prezydent), jak usłyszeliśmy, jako organ wykonawczy gminy, może zajmować stanowisko i podejmować decyzje tylko i wyłącznie w zakresie zadań gminy wyszczególnionych w ustawach oraz w statucie. W każdej innej sprawie, jako osoba prywatna, może skorzystać ze swojego konstytucyjnego prawa do wolności zgromadzeń i wypowiedzi.

– Natomiast twierdzenie, że wójt (burmistrz, prezydent) może reprezentować gminę, ale nie mieszkańców tej gminy, świadczy o zupełnej nieznajomości samorządowego prawa

– dodał profesor Martysz. – W ustawie o samorządzie gminnym, już w pierwszym artykule, wyraźnie stwierdza się bowiem, że „1. Mieszkańcy gminy tworzą z mocy prawa wspólnotę samorządową. 2. Ilekroć w ustawie jest mowa o gminie, należy przez to rozumieć wspólnotę samorządową oraz odpowiednie terytorium”. Inaczej mówiąc, nie ma gminy bez ludzi. Aby jakieś terytorium mogło stać się gminą muszą przebywać na nim mieszkańcy. Są tu podmiotem. Dlatego twierdzenie, że jakiś prezydent reprezentuje gminę a nie mieszkańców przyjąłem z najwyższym zdumieniem [„Echo” nr 12 z 2015 r.].

Wydawało się,

że nauka wyniesiona przez Andrzeja Dziubę z katowickiej kompromitacji nie poszła w las. Gdy bowiem 4 czerwca 2019 roku pojechał do Gdańska na forum zorganizowane przez samorządy (z okazji 30-lecia częściowo wolnych wyborów z 1989 roku) najwidoczniej zastanowił się tam przed podpisaniem 21 tzw. samorządowych tez. Tezy te sformułowane zostały w opozycji do ówczesnego rządu, a dążenie do ich realizacji było de facto żądaniem zmiany Konstytucji RP. Zapytaliśmy Andrzeja Dziubę, czy był w Gdańsku prywatnie (do czego miał prawo), czy jako reprezentant gminy (do czego prawa nie miał). Włodarz Tychów odmówił odpowiedzi. Ustaliliśmy jednak, że podpisał się po tezami jako „Andrzej Dziuba”, a więc osoba prywatna z Tychów. Bez odpowiedzi pozostała jednak kwestia, czy jadąc do Gdańska, korzystał z publicznych pieniędzy.

A skoro już mowa o transporcie, to ciekawy jest wątek służbowego auta.

Od 1 października 2019 roku prezydent Tychów ma nowy służbowy samochód.

I choć gmina Tychy nie jest położona w górach, to do służbowego podróżowania kupiono auto marki Jeep Compass z napędem na cztery koła za ponad 137 tys. zł. Samochód ten (jak usłyszeliśmy) m.in. woził  prezydenta Andrzeja Dziubę z domu do pracy (z pracy do domu). Auto z napędem na jedną oś sprawdziłoby się równie dobrze, bo drogi wiodące z dzielnicy, gdzie mieszka Andrzej Dziuba, do centrum miasta są wyasfaltowane, a podróże służbowe poza granicami Tychów również odbywają się raczej po twardej nawierzchni.

Dlatego chociażby z historycznego punktu widzenia

w nowym samochodzie służbowym prezydenta (UM Tychy) najciekawszy był napęd na cztery koła. Do tej pory bowiem w całych dziejach tyskiego samorządu żaden samochód służbowy UM Tychy nie był w taki napęd wyposażony. Według prasy motoryzacyjnej jeep compass to SUV segmentu C, w którym zdecydowanie postawiono na własności terenowe, ale napęd na cztery koła jest droższy i powoduje, że auto takie jest kosztowniejsze w eksploatacji (zużywa więcej paliwa).

Ciekawiło nas,

dlaczego nagle nowy samochód służbowy prezydenta Tychów (UM Tychy) ma mieć napęd na cztery koła, skoro do tej pory gmina Tychy, kupując samochody służbowe, nie uznawała, by rozwiązanie takie było konieczne. Poprosiliśmy o podanie jakiegokolwiek odcinka drogi pokonanej już przez jeepa UM Tychy, który wymagał napędu 4×4, albo planowanego do przebycia odcinka w służbie publicznej, na którym taki napęd się przyda. Ratusz tłumaczył, że napęd 4×4 zapewnia bezpieczeństwo podróżującym. Nie jest jednak tajemnicą, że Andrzejowi Dziubie podobały się właśnie auta potocznie nazywane terenowymi. Wypada w tym kontekście nadmienić, że czasami, jak usłyszeliśmy, za kierownicą służbowego jeepa osobiście siadał A. Dziuba. To nie jedyne tego typu kierowane przez niego auto.  Trudno nawet nie odnieść wrażenia, że Andrzej Dziuba ma słabość do tzw. terenówek. Na przykład, gdy był już prezydentem Tychów, ale jako osoba prywatna, kupił sobie najpierw jedną, a później drugą toyotę RAV4 (po sprzedaży pierwszej). Tę drugą mu ukradli. Dodajmy, że jeep compass był już drugim, po fiacie tipo, fabrycznie nowym samochodem kupionym przez Urząd Miasta Tychy w ciągu niespełna dwóch lat. I choć bezpieczeństwo jest przecież najważniejsze, fiat tipo (dla pracowników rausza) jakoś nie miał napędu 4×4 [„Nowe Info” nr 22 z 2019 r.].

Zakończona niedawno kampania wyborcza do parlamentu dowiodła,

jak bardzo Andrzej Dziuba zespolił się z piastowanym od prawie ćwierćwiecza tytułem prezydenta. Najlepiej widać to było na oficjalnej facebookowej stronie prezydenta Tychów („Andrzej Dziuba-Prezydent Tychów”). Bez żenady prowadził tu swoją kampanię wyborczą, prezentując np. udział w marszu politycznym zorganizowanym w Warszawie przez Platformę Obywatelską, czy ulotki wzywające do tego, by wybrać go na senatora. Na tej służbowej, prezydenckiej stronie, często publikowane były i inne tego typu materiały. W tym czasie w zaprzęg wyborczy włodarza kandydującego do Senatu RP wprzęgli się niektórzy tyscy radni i wszyscy wiceprezydenci Tychów. Ich agitacja również była prezentowana na stronie „Andrzej Dziuba-Prezydent Tychów”. Ostatnim akordem pomieszania tego, co prywatne, z tym, co służbowe, było wykorzystanie nawet gabinetu prezydenta Tychów w Urzędzie Miasta do prowadzenia kampanii wyborczej. To tutaj, na finiszu kampanii, prezydent Dziuba gościł posła Wojciecha Króla, który zawitał po to, by w kontekście wyborów wychwalać gospodarza. Obaj panowie, przed kamerą, rozmawiali o wyborze Andrzeja Dziuby na senatora. Powstały filmik poseł Król udostępnił później na swojej stronie.

Na zakończenie, w kontekście wrastania tytułu i poczucia władzy w nazwisko,

nie wypada nie wspomnieć o groteskowym wydarzeniu, do którego doszło 21 września br. w sali sesyjnej Rady Miasta Tychy. Gdy wchodziłem na tę salę, byli tam już prezydent Dziuba i prawie cały komplet radnych. Drogę niespodziewanie zastąpił mi zdenerwowany prezydent, komunikując, że nie mogę wejść. Dopytałem, czy to jest spotkanie prezydenta Tychów z tyskimi radnymi? Usłyszałem potwierdzenie z powtórzeniem nakazu opuszczenia sali. Wciąż wzburzony prezydent Tychów skierował pod moim adresem żal za artykuł o tym, że nie był na miejskich dożynkach w Tychach. Podkreślał, że nie zapraszał mnie na spotkanie z członkami Rady Miasta. Nie wyjawił przy tym, co ma być tematem tego spotkania w sali sesyjnej, ale wciąż powtarzał, że nie życzy sobie obecności dziennikarza. Widząc nieskuteczność wysiłków wypraszających, prezydent Dziuba zwrócił się do radnych z pytaniem, czy oni życzą sobie mojej obecności. Z reakcji radnych można było wywnioskować, że sobie nie życzą. Poprosiłem w takim razie, by podjęli taką uchwałę. Nie podjęli. Aby ułatwić prezydentowi Tychów i radnym zrozumienie sytuacji, w której się znaleźli, zapytałem, czy to spotkanie jest tajne. Odpowiedzieli, że nie. Tłumaczyłem zatem, że skoro nie jest tajne, to jest jawne – a skoro tak, to prosiłem o wyjaśnienie z jakiego powodu chcą usunąć dziennikarza z jawnego spotkania prezydenta Tychów z radnymi, które odbywa się w Urzędzie Miasta Tychy.

Andrzej Dziuba wydawał się zaskoczony informacją,

że, jako prezydent Tychów, nie może tak sobie usuwać dziennikarza z jawnego spotkania, odbywającego się w sali sesyjnej ratusza. Tłumaczyłem mu, że gdyby zorganizował tu swoje prywatne spotkanie, jako Andrzej Dziuba (a nie jako prezydent Tychów Andrzej Dziuba), to oczywiście mógłby decydować, kto ma prawo tu przebywać, a kto nie. Ale wcześniej, jako osoba prywatna, Andrzej Dziuba musiałby za własne pieniądze wynająć od gminy salę sesyjną. Jeśli tak zrobił, to wystarczy, że okaże tego typu dokument. Dokumentu takiego prezydent Tychów nie okazał. Zagroził za to, że wezwie straż miejską, aby mnie usunęła z sali. Poprosiłem, aby właśnie tak zrobił. Wtedy zrezygnował z wzywania strażników. Wezwał za to radnych do opuszczenia sali sesyjnej i sam z niej wyszedł [„Nowe Info” nr 20 z 2023 r.]. Jak później stwierdził jeden z proprezydenckich radnych obecnych na sali, miało to być prywatne spotkanie, na którym „półprywatnie” zamierzano porozmawiać o jednym z radnych.

Artykuł ukazał się w dwutygodniku „Nowe Info” nr 24 z 21 listopada 2023 roku.

Kolejny artykuł („Prezydent Tychów a prawo”) z cyklu analizującego 23 lata prezydentury Andrzeja Dziuby w Tychach ukazał się w najnowszym wydaniu dwutygodnika „Nowe Info” (nr 25 z 5 grudnia 2023 roku).

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Ja jestem ciekawa czy właściciele prywatnych dróg zwrócili uwagę, że drogi te zostały przekształcone na działki budowlane. Za drogę prywatną płaciłam 11zł. W roku 2023 za tą samą drogę otrzymałam do zapłaty podatek w wysokości 260zł. Nadmieniam, że jest to droga z której korzysta kilku nowych właścicieli działek, gdyż zapis w księgach wieczystych mnie do tego obliguje. W UM. Tychy poinformowano mnie, że taką podjęto decyzję i muszę tak płacić. Jest dla mnie niezrozumiałe że droga dojazdowa do 7miu domów i w zasadzie przelotowa jest określona jako działka budowlana, ale nie mogę na niej nic zbudować. Dobrze, że Dziuba już poszedł.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj