Rok Jerzego Nowosielskiego. W Tychach nie byłoby ikon tego artysty bez ks. Resiaka

0
Ks. prałat Franciszek Resiak w kościele Ducha Świętego, fot. ZB
Reklama

Rok 2023 ustanowiony został przez Sejm RP Rokiem Jerzego Nowosielskiego. 7 stycznia minęła setna rocznica urodzin tego jednego z najwybitniejszych malarzy polskich XX wieku. Władze miasta Tychy przypominają związek artysty z Tychami poprzez jego dzieło – polichromię kościoła Ducha Świętego. Nie byłoby jednak żadnego związku prof. Nowosielskiego z Tychami bez ks. prałata Franciszka Resiaka, budowniczego kościoła Ducha Świętego, co władze miasta skrzętnie pomijają.

Wszyscy, którzy odwiedzą kościół Ducha Świętego w Tychach, zaprojektowany przez architekta Stanisława Niemczyka, mogą podziwiać polichromię wykonaną przez prof. Jerzego Nowosielskiego. Teraz to powód do dumy i jedna z większych atrakcji turystycznych miasta. Nie byłoby jednak tego dzieła bez ks. prałata Franciszka Resiaka, budowniczego świątyni. W ogóle nie byłoby żadnych związków prof. Nowosielskiego z Tychami, gdyby najpierw ks. Resiak nie powierzył zaprojektowania kościoła Stanisławowi Niemczykowi, a później nie zlecił prof. Nowosielskiemu zrobienia polichromii. Obie te decyzje wymagały odwagi, bo spotkały się z oporem, a nawet krytyką np. Komisji Diecezjalnej i niektórych wiernych.

Najważniejsze daty ilustrujące historię kościoła Ducha Świętego w Tychach

to: 26 lipca 1976 roku – pozwolenie na budowę, 9 maja 1978 roku – rozpoczęcie budowy, 25 lutego 1979 roku – poświęcenie kamienia węgielnego kościoła oraz kaplicy pw. Matki Boskiej Piekarskiej, 11 września 1982 roku konsekracja kościoła.

Ale skąd w ogóle wziął się odważny pomysł, by w kościele rzymskokatolickim pojawiły się ikony? W wywiadzie dla „Nowego Info” ks. Resiak wyjaśniał, że ikonami interesował się już jako młody ksiądz. W czasach PRL-u trudno było o fachowe opracowania. Przyszły budowniczy systematycznie czytał więc m.in. artykuły publikowane na ten temat przez Jerzego Nowosielskiego w katolickim miesięczniku „Znak”. Był to przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

– Wyobrażałem też sobie, a jeszcze nie było nawet pozwolenia na budowę kościoła (w czasach PRL-u obowiązywało reżimowe prawo, które uzależniało budowę kościoła od wydania takiej zgody przez władze komunistyczne), że w przyszłej świątyni będą ikony prof. Nowosielskiego, o którym czytałem właśnie w „Znaku” – wspominał w rozmowie z nami ks. prałat Franciszek Resiak.

Reklama

Ksiądz Resiak nie od razu zwrócił się do profesora

z propozycją współpracy. Wiosną 1983 roku swój plan powierzenia Jerzemu Nowosielskiemu namalowania ikon skonsultował z projektantem kościoła – architektem Stanisławem Niemczykiem. Uzyskał jego aprobatę i konspekt dla prac artystycznych. Dopiero wówczas napisał list do profesora, proponując mu wykonanie polichromii.

– Odzew był natychmiastowy – wspomina w wywiadzie w „Nowym Info” ks. prałat Resiak. – Prof. Nowosielski przyjechał osobiście, zobaczył naszą świątynię i powiedział: „Na taki kościół czekałem”.

Ale zanim profesor wykonał pierwsze pociągnięcie pędzlem,

współpraca z ks. Resiakiem została nagle zerwana. Jerzy Nowosielski obraził się na księdza i wyjechał do Krakowa. O co poszło? Ksiądz postawił warunek: ikony miały być malowane bezpośrednio na ścianach. Dlaczego? Bo „całego dachu złodziej przecież nie zdołałby ukraść”. Na szczęście prof. Nowosielski szybko ustąpił.

Ks. prałat Franciszek Resiak jest autorem książki pt. „Moje parafie – moje życie. Opowieść kapłana”. Zawarł tam swoje wspomnienia m.in. z okresu budowy kościoła Ducha Świętego w Tychach. To prawdziwa skarbnica wiedzy. Jest tam i spory fragment poświęcony prof. Nowosielskiemu.

– Zgłaszało się do mnie wielu artystów, proponując swoje usługi – wspomina ks. Resiak w swojej książce. – Kiedyś wyczytałem takie zdanie na temat sztuki sakralnej:

„Sztuka potrzebuje Kościoła, by zaistnieć, ale też Kościół potrzebuje sztuki, by ona, jak  na Górze Przemienienia, przemawiała słowami: >>Dobrze nam tu być<<.

Świątynia w krótkim czasie wzbogacona została wyjątkową ikonografią (czytamy dalej w książce „Moje parafie – moje życie. Opowieść kapłana”), której autorem i wykonawcą, wraz z dwoma asystentami, był profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie – Jerzy Nowosielski (1923-2011) wyznania prawosławnego, pochodzący z etnicznej grupy Łemków.

Mówi się, że polichromia w naszym kościele wykonana jest w stylu bizantyjskim  – pielęgnowanym w chrześcijaństwie prawosławnym (wspomina ks. Resiak). Profesor był nieco innego zdania. Mówił mi, że maluje tak, jak czuje. Usłyszałem:

„Prawosławni mnie nie chcą , bo odszedłem od kanonów, zaś katolicy lękają się u siebie takich obrazów. Dlatego podziwiam księdza odwagę, że mnie zaprosił”.

Świątynia Ducha Świętego w Tychach zasłynęła w środowiskach kultury i wśród wiernych przede wszystkim z udanej ikonografii profesora Nowosielskiego. Uważam jednak (kontynuuje ks. prałat Resiak), że „nie zaistniałby Nowosielski”, gdyby nie wspaniała architektura Stanisława Niemczyka. Potwierdził to sam artysta – kiedy po raz pierwszy wszedł do kościoła, odezwał się do mnie: „Na taki kościół czekałem. Dotąd malowałem w kryptach, kościele barokowym (barak) na Azorach w Krakowie i w skromnym kościółku pod Warszawą; wiele jest teraz w kraju budownictwa sakralnego, a tu – w Tychach – spotykam prawdziwą sakralną architekturę”.

– Zwracając się z prośba do profesora o wykonanie ikon (był to rok 1983), planowałem, że prace rozpoczną się gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych – wspomina w książce ks. prałat Resiak. – Cierpieliśmy bowiem na chroniczny brak finansów. Nowosielskiemu natomiast bardzo się śpieszyło: „Zaczynamy od razu, muszę się śpieszyć, bo nadchodzi starość”. Zgodziłem się. Artyści rozpoczęli malowanie jesienią 1983 roku. Prace trwały  – z przerwami – cztery lata.

A tak ks. Resiak wspomina w książce konflikt

dotyczący kwestii na czym mają być malowane ikony: „Profesor proponował malowanie obrazów na płótnie lub sklejce, by je następnie przymocować do drewnianego sklepienia wnętrza kościoła. Nie zgodziłem się. Proponowałem wykonanie ikon bezpośrednio na powierzchni sklepienia. „Nie będę malował na podłodze” – odparł [profesor Nowosielski]. Odpowiedziałem, że wobec tego zrobi to ktoś inny. I tak rozstaliśmy się. Rankiem – następnego dnia po naszej rozmowie – odebrałem telefon z Krakowa i usłyszałem takie słowa od malarza:

„Nie spałem całą noc, przemyślałem sprawę i zgadzam się na propozycje księdza”.

Już po miesiącu gotowy był projekt ikonografii. Architekt przedyskutował kolorystykę i hierarchiczne (warstwowe) rozmieszczenie obrazów.

– Przez dwa miesiące nasi cieśle trudzili się przy budowaniu rusztowań – wspomina ks. prałat Franciszek Resiak. – Sklepienie zbudowane jest po kątem 45 stopni. Poza tym prześwity pomiędzy stropnicami musiały być zasłonięte podstropnicami, ponieważ profesor cierpiał na lęk wysokości. Rusztowania takie były nie tylko kosztowne, ale od cieśli wymagały solidności i fachowości. Trzeba też po raz kolejny przypomnieć, że w tym czasie w Polsce komunistycznej brakowało wszystkiego. Nie można było kupić nawet desek i stempli budowlanych. Z pomocą pospieszył, jak zawsze, zamożny góral z Jaworzynki Józef Sikora, z zawodu nauczyciel i zarazem właściciel lasu. Dostarczył parafii na kredyt nieodzowne drewno.

Sięgnijmy znowu do książki pt. „Moje parafie – moje życie. Opowieść kapłana”:

„Ikonografia w tyskiej świątyni przedstawia kosmiczne, jak to określił profesor Nowosielski, działanie Ducha Świętego. Jego zstąpienia na Ziemię artysta nie przedstawił w tradycji łacińskiej (znanej ze sceny z dnia żydowskich Zielonych Świat, opisanej w Dziejach Apostolskich w rozdziale drugim), ale w duchu pobożności Kościoła Wschodniego, w którym Maryja usytuowana jest w centrum działania Ducha Świętego i jest uosobieniem Jego permanentnej działalności, począwszy od Zwiastowania w Nazarecie, poprzez Wieczernik, Golgotę i Zmartwychwstanie. Zresztą w chrześcijaństwie pierwszych wieków, jeszcze przed podziałem Kościoła, była wyłącznie jedna wspólna ikonografia, zgodna z kulturą grecką i rzymską.

Blisko ołtarza ofiarnego, który symbolizuje Chrystusa, na obrazie przedstawiono Maryję jako uosobienie trzeciej Osoby Boskiej w geście wstawienniczym tj. z rozłożonymi rękami, błagającą o dobro duchowe i nadprzyrodzone dla wyznawców Chrystusa. Pierwsi chrześcijanie w czasie modlitwy praktykowali wyłącznie gest wstawienniczy, nie znali postawy złożenia rąk. Maryję modląca się, z łacińska określa się słowem Oranta. Malowidła takie zachowały się aż do naszych czasów w rzymskich katakumbach. Orantkę (o wysokości 7,5 m) można właśnie podziwiać w tyskiej świątyni.

Rolę Ducha Świętego

w dziele zbawczym Jezusa zobrazowano również w ikonach Przemienienia Pańskiego (na suficie południowym) i Ukrzyżowania (na suficie północnym). Brakuje sceny Zwiastowania, którą zaplanowano na suficie wschodnim.

W kwartałach zachodnich wymalowano proroków obu Przymierzy (Starego i Nowego Testamentu). Po stronie przeciwnej, w kwartałach wschodnich, zaprojektowane były postacie świętych Kościoła Powszechnego. Przy stopniach prezbiterium wymalowane są adorujące anioły.

Malowidła na froncie ołtarza, oraz wolno stojącym krzyżu są autorstwa prof. Nowosielskiego”.

Relacje ks. Resiaka z prof. Nowosielskim

oparte były na szczerej wymianie zdań. Przykładem niech będzie następująca sytuacja, również opisana w książce „Moje parafie – moje życie. Opowieść kapłana”. Otóż swego czasu prof. Nowosielski oświadczył w TVP, że kościoły maluje za darmo.

– Kiedy spotkałem się z nim, wróciłem do tego wywiadu – wspomina ks. Resiak. – Początkowo profesor uparcie podtrzymywał taką opinię, podkreślając, że „maluje za darmo, płaci jedynie asystentom”. No to odpowiedziałem: „Pan pracuje, podobnie jak ja. Bez wynagrodzenia, płacę jedynie wikarym”. Profesor zreflektował się i przeprosił za tę niefortunną telewizyjna wypowiedź. Poza tym wypowiadał się krytycznie o śpiewie kościelnym i obrazach wiszących w kościołach katolickich. Odpowiedziałem mu, że ja nie krytykuję wyposażenia cerkwi. Ważne jest to, że obrazy i śpiew pomagają wiernym w pobożności.

Ikonografia nie została dokończona z powodu braku funduszy.

Ksiądz prałat wspomina, że projekt świątyni nie podobał się Diecezjalnej Komisji (choć jeden z jej członków odwołał później swoją negatywną opinię i przeprosił za nią). Ta sama komisja zrezygnowała z oceny projektu ikonografii, pisząc: „Nie będziemy oceniać profesora takiej wielkości”.

– Czy kościół podobał się wiernym? Początkowo chyba nie – wspomina w książce ks. prałat Franciszek Resiak. – Mówiono uszczypliwie, że na razie jest dach, a nie wiadomo kiedy zbudują ściany [kościół z zewnątrz – zgodnie z założeniem projektanta – wygląda jak wielki namiot]. Nie podobało się też malarstwo. Jedna z pań podeszła do mnie, mówiąc sekretnie bym zwolnił artystę  – ona namaluje podobnie i za darmo, bo „z rysunków miałam piątkę”. Pomijam w tym miejscu treści nadesłanych do mnie anonimów. W tych przypadkach sprawdziło się powiedzenie: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”.

(ZB)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj