Stresujące życie drzew

0
Katarzyna Palka w parku Niedźwiadków w Tychach przy drzewie, które jest dowodem negatywnych skutków działalności ludzi, fot. ZB
Reklama

Ilu z nas zastanawiało się kiedykolwiek nad trudami życia drzew? A przecież znaczna część ich obecnych kłopotów wywołana jest zmianami klimatycznymi spowodowanymi także przez człowieka. W świecie tych największych lądowych roślin rozgrywają się prawdziwe dramaty, od przewlekłych chorób po inwazję pasożytniczych, agresywnych gatunków. I to wszystko możemy codziennie obserwować np. w naszych miastach.

Zdrowie drzewa, podobnie jak zdrowie człowieka, uzależnione jest od splotu różnego rodzaju czynników. Dlatego tak istotne jest, by człowiek nie wpływał negatywnie na przyrodę, a w tym przypadku nie utrudniał drzewom i tak już niełatwego życia. Niestety, utrudnia – i to utrudnianie jest tak powszechne, że ma już nawet swoje specjalistyczne określenie: antropopresja negatywna. Czym jest? Najkrócej mówiąc, to oddziaływanie człowieka na środowisko naturalne, skutkujące np. zanieczyszczeniem powietrza, wody i gleby, zmianami krajobrazu, a nawet wzrostem temperatury na ziemi, czyli zmianami klimatycznymi.

Tyszanka Katarzyna Palka

przyrodniczą pasję łączy z profesjonalizmem. Nasza rozmówczyni jest bowiem ekonomistką ekologiczną i analizuje m.in. podatność klimatyczną drzew w miastach.

– Włodarze i urzędnicy miejscy, decydując o zabudowaniu istniejącego terenu zieleni (jak w przypadku planowanego centrum miasta w Tychach), nie uwzględniają wartości jaką niesie występująca w tym miejscu przyroda – mówi Katarzyna Palka. – Tymczasem ekonomia środowiskowa jest w stanie oszacować m.in. ilość pochłanianego przez rośliny dwutlenku węgla, ilość pyłów zawieszonych (z niskiej emisji), z których np. drzewa oczyszczają powietrze. Nawiasem mówiąc, w Polsce, największą pracę w zakresie oczyszczania powietrza wykonują drzewa w Bielsku-Białej, a najmniejszą w Rzeszowie.

Jak wyliczono, hektar zadrzewionego parku pochłania rocznie (średnio) prawie 8 ton dwutlenku węgla, hektar zadrzewionego nieużytku – prawie 10 ton tego gazu, trawniki parkowe o takiej powierzchni – niecałe 4 tony, a zarzucone ziołorośla – 7 ton. Warto przy tym wziąć pod uwagę, że utrzymanie zieleni parkowej wymaga rocznie nakładów rzędu kilku tysięcy złotych na hektar, natomiast zieleń spontanicznie rosnąca nie potrzebuje żadnych pieniędzy.

Reklama

Tereny zielone w miastach

obniżają temperaturę powietrza (w skrajne upały nawet o kilkanaście stopni Celsjusza), przechwytują wodę opadową, która dzięki roślinności zostaje w dużej mierze w miejscu opadu i niweluje suszę, ale również odciążają przez to kanalizację miejską, czyli zmniejsza się ryzyko tzw. powodzi natychmiastowych.

Owe powodzie, tak bardzo widoczne w miastach, to jeden ze skutków istniejących zmian klimatycznych. Chodzi o krótkotrwałe, ale bardzo intensywne opady deszczu. Ziemia dałaby sobie z tym radę, ale problem w tym, że w miastach panuje betonoza, czyli olbrzymie obszary człowiek zalał asfaltem lub betonem. W nieprzepuszczających zlewniach szybko tworzą się więc olbrzymie kałuże. Swoistym paradoksem jest fakt, że zjawisko to dodatkowo zwiększa suszę. Woda z zabetonowanych obszarów szybko spływa bowiem do kanalizacji i w związku z tym „nie ma czasu” nawilżyć ubitej, miejskiej gleby.

Choroba betonozy

została już dawno zdiagnozowana, ale dopiero niedawno w niektórych miastach zabrano się za jej leczenie. Na przykład, w ramach zakończonej modernizacji placu Konstytucji 3 maja w Tychach, przy budowie miejsc parkingowych wykorzystano ażurowe prefabrykaty, przepuszczające wodę. Natomiast w sąsiednim Mikołowie podjęto prawdziwie rewolucyjne działania, zrywając bruk z rynku. Mówiąc dokładniej bruk zerwano w kilku miejscach, by posadzić tam 17 lip drobnolistnych typu Greenspire (to amerykańska odmiana lipy, wyselekcjonowana pod kątem uprawy w trudnych warunkach miejskich). A wszystko po to, by posadzone drzewa dawały kojący cień, chłodząc, w upalne lata, rozgrzaną płytę rynku, ku zadowoleniu przechodniów.

Badania naukowe dowiodły,

że zdrowie psychiczne mieszkańców miast jest ściśle związane z dostępem do zieleni. Nic dziwnego zatem, że ludzie chcą wśród niej żyć i, co ciekawe, nieważne jaka to będzie zieleń – byleby była (tereny nieużytków podobały się w podobnym stopniu co wypielęgnowane parki). Szczególnie drzewa mają pozytywny wpływ na dobre samopoczucie, ponieważ redukują stres, depresję i lęk oraz poprawiają nastrój i koncentrację, polepszają zdolność regeneracji i wypoczynku.

– Tymczasem zmiany klimatyczne (zwłaszcza wzrost temperatury) mają istotny wpływ na drzewa rosnące w naszych miastach – mówi Katarzyna Palka. – Wyższe temperatury, zmiany opadów i zwiększone ekstremalne zjawiska atmosferyczne, takie jak susze czy burze, powodują stres u drzew. To może prowadzić do osłabienia ich zdrowia, wzrostu podatności na choroby, szkodniki oraz skrócenia życia. Drzewa cierpią w widoczny sposób, np. usychając, obniżając swoją odporność na liczne choroby. Zmiany klimatyczne to również wzrost zaburzeń wzorców pogodowych tzn. drzewa mogą wcześniej wypuszczać liście wiosną oraz później je zrzucać. Zauważalne objawy osłabienia, takie jak zwiększona ilość suchych gałęzi czy przebarwienia liści, mogą świadczyć o problemach zdrowotnych wynikających z niekorzystnych warunków atmosferycznych.

Jak przeciętny mieszkaniec

np. Tychów może sam ocenić kondycję drzew w swoim mieście? To proste. Wystarczy, że przyjrzy się ich koronom. Widoczną zmianą, przypisywaną również zmianom klimatycznym, jest zauważalny wzrost ekspansji jemioły. Roślina ta kojarzy się romantycznie, ale jest pasożytem. Dawniej, aby ją w Tychach wypatrzyć, trzeba było przeprowadzić czasochłonne poszukiwania. Teraz panoszy się prawie wszędzie. Swoistym symbolem tryumfu tego pasożyta jest drzewo opanowane przez jemiołę przy tyskim ratuszu.

Drzewo opanowane przez jemiołę rosnące niedaleko Urzędu Miasta Tychy, fot. ZB

– Jemiołę coraz częściej widuje się już nawet w koronach drzew iglastych, co wcześniej nie było obserwowane – dodaje Katarzyna Palka. – Kryzys klimatyczny zagraża wszystkim miejskim drzewom. Ponad tysiąc gatunków rosnących w miastach na całym świecie jest zagrożonych zmianami klimatu (to od 56 do 65 proc. wszystkich gatunków drzew). Wśród nich znajdują się gatunki występujące w polskich miastach, takie jak: dęby, klony, topole, wiązy, sosny i kasztany. Odsetek gatunków zagrożonych, na skutek zmian klimatu, wciąż rośnie.

Zdzisław Barszewicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj