– Są pojedyncze sytuacje, w których mogłem się zachować lepiej, ale wydaje mi się, że te szanse, które dostawałem, to wykorzystałem dobrze i wiele z nich wyciągnąłem. Natomiast uważam, że zasługuję na więcej – mówi Wojciech Szumilas w wywiadzie, którego udzielił „Nowemu Info” po rundzie jesiennej. Pomocnik GKS Tychy to jeden z wygranych trwającego sezonu, choć jeszcze kilka miesięcy temu grał zaledwie w czwartej lidze.
Rozmawia: Kamil Hajduk
– Kiedy zobaczyłem cię przed sezonem na treningu otwartym, byłem zaskoczony. Spodziewałem się, że odejdziesz z klubu, a tu nagle trener Ryszard Tarasiewicz dał ci szansę.
– Nie zgadzałem się z decyzją odesłania do rezerw. Zresztą trudno zawodnikowi się z nią zgodzić, jeśli nie jesteś gorszy od innych, a nie dostałeś tak naprawdę szansy pokazania się. Ale nie chcę do tego wracać. Było, minęło. Obecnie skupiam się na tym, co jest teraz.
– Cały poprzedni sezon zagrałeś w czwartoligowych rezerwach GKS. Znacznie przerastałeś ten poziom rozgrywkowy, a jednak żaden silniejszy klub się po Ciebie nie zgłosił. Nie gryzło cię to?
– No, gryzło. W okresie przed sezonem 2018/19 nie miałem menedżera, starałem się znaleźć coś na własną rękę i się nie udało. Zostałem więc na pierwsze pół roku i dobrze mi poszło. Strzeliłem chyba 8 bramek, zacząłem studia w Katowicach i postanowiłem dokończyć ten sezon w Tychach. Wiadomo, że zimą też próbowałem zmienić pracodawcę, ale trenerzy rezerw zachęcali mnie bym został, bo coś z tego może wyjść. No i okazało się, że runda wiosenna poszła mi jeszcze lepiej. Zdobyłem 13 bramek i przed tym sezonem zostałem „przywrócony”.
– Wspomniałeś o tym, że nie miałeś menedżera. Rozumiem, że wcześniej go miałeś?
– Tak.
– I jak wam się współpracowało?
– Hmm…
– Tak, że już razem nie współpracujecie?
– Zdecydowałem się coś zmienić. Padło na menedżera. Oczekiwałem od niego czegoś innego i nasze drogi się rozeszły.
– Robiąc research przed tym wywiadem w Internecie, znalazłem artykuł na stronie Legionovii Legionowo, w którym wiosną 2018 roku ogłaszali twoje wypożyczenie. Było tam napisane, że do klubu zgłosiłeś się sam. Czyli to był moment, kiedy menedżera już nie miałeś?
– Miałem. Transfer do Legionovii był załatwiany jeszcze przez menedżera. Mogę mieć pretensje sam do siebie, ale nie trafiłem z tym klubem najlepiej. Byłem tam praktycznie
najstarszy w zespole. Miałem 21 lat, a byłem trzecim najstarszym zawodnikiem. Ciężko utrzymać się w lidze nie mając doświadczenia ligowego, a pozycja zespołu, jak tam przychodziłem, już nie była łatwa (14 miejsce, tuż nad strefą spadkową, przyp. red.). Zabrakło nam wyrachowania.
– A dlaczego akurat Legionovia?
– To była najlepsza z ofert, które proponował mi mój ówczesny menedżer. Wierzyłem w swoje umiejętności i chciałem znaleźć klub do wypożyczenia w pierwszej lidze, ale wyszło tak, że trafił się klub drugoligowy i jeszcze spadkowicz. Niestety…
– Jak czułeś się w drużynie? Jak na przykład wyglądało twoje wejście do szatni?
– Dobrze się czułem. W szatni byli praktycznie sami rówieśnicy, więc od razu znalazło się dużo wspólnych tematów. Zaaklimatyzowałem się prawie natychmiast. W tamtym okresie zachodziło wiele zmian w drużynie, bo przed rundą przyszło siedmiu nowych zawodników i przez pierwsze dwa tygodnie mieszkałem z nimi w hotelu. Więc z tymi zawodnikami kontakt złapałem od razu, bo oprócz treningów widywaliśmy się podczas posiłków, spędzaliśmy wspólnie czas.
– Często jeździliście do stolicy w wolnym czasie?
– Do Warszawy jeździliśmy dwa, może trzy razy w tygodniu. Jakaś kawa w galerii, czy obiad. Sama szatnia nie była jakoś bardzo nastawiona na imprezy. Każdemu zależało na piłce, bo wszyscy chcieli coś udowodnić. Było na przykład kilku chłopaków z szerokiego składu Legii Warszawa i im bardzo zależało, żeby się pokazać z dobrej strony i móc wrócić do tej Legii. Nie wyglądało to tak, że byliśmy blisko Warszawy i dlatego jeździliśmy na same imprezy.
– Przejdźmy do trwającego sezonu. Jak go oceniasz w wykonaniu całej drużyny?
– Ogólnie myślę, że to jest dobry sezon. Awansem do ćwierćfinału Pucharu Polski dobrze zamknęliśmy ten rok. Mogło być nieco lepiej w lidze. Bardzo szkoda straconych punktów w meczu z Olimpią Grudziądz, z GKS Jastrzębie, z którym zremisowaliśmy w ostatniej minucie, albo w ostatnim meczu z Odrą Opole, gdzie zremisowaliśmy, a niemal cały mecz dominowaliśmy. Jednak z drugiej strony były takie mecze jak wyjazdowy z Podbeskidziem, gdzie zdobyliśmy bramkę na 1:1 w ostatniej akcji meczu. Raz nam punkty zabrało, raz oddało.
– Odnoszę wrażenie, że gra jest lepsza niż pozycja w tabeli. Szkoda, że zajmujecie dopiero ósme miejsce.
– Ale sezon się jeszcze nie skończył, a rundy wiosenne zawsze są w naszym wykonaniu lepsze.
– Macie świadomość, że przy serii kilku zwycięstw, gdy tabela w rundzie wiosennej się spłaszczy, możecie zbliżyć się nawet do dwóch pierwszych miejsc. Czy da się odczuć w szatni presję awansu?
– Każdy ma to gdzieś z tyłu głowy, ale zobaczymy jak się wszystko poukłada. Każdy mecz jest inny, szczególnie w naszej 1. lidze. Nikt nie wie co się może wydarzyć. My po prostu koncentrujemy się na każdym kolejnym meczu.
– A jak wyglądała ta jesień pod twoim kątem? Trener nie zaczyna ustalania składu od ciebie. Jeśli grasz, to najczęściej na skrzydłach, a nie jako ofensywny pomocnik, bo na tej pozycji gra Łukasz Grzeszczyk. Mimo tego, masz bardzo dobre liczby i można cię określić największym wygranym tej rundy.
– Biorąc po uwagę ile minut zagrałem, to statystyki wyglądają bardzo dobrze. Dwa trafienia w pucharze, cztery w lidze. Z tego mogę być zadowolony.
Wiadomo, są pojedyncze sytuacje, w których mogłem się zachować lepiej, ale wydaje mi się, że te szanse, które dostawałem, to wykorzystałem dobrze i wiele z nich wyciągnąłem. Natomiast uważam, że zasługuję na więcej i liczę na jeszcze częstsze występy.
– Czujesz zaufanie ze strony trenera Tarasiewicza?
– Czuję. Najbardziej, kiedy wystawia mnie do gry.
– Jak wyglądają wasze relacje, rozmowy?
– Ogólnie trener niewiele rozmawia z zawodnikami. Jeśli już, to bardziej przed meczem. Wychodzi z założenia, że szatnię zostawia dla zawodników. Jeśli ma jakieś uwagi, to rozmawia indywidualnie, ale tylko jeśli ma uwagi.
– Widać po nim, po tym w jaki sposób prowadzi treningi, że jest człowiekiem, który grał w piłkę na poważnym poziomie?
– Widać. Trener ma takie wyrachowanie, spokój. Jest pewny siebie, wierzy w to, co ma, czyli w zespół. No i ma do dziś wielkie umiejętności. Na przykład na treningu chce pokazać nam jakieś zagranie, jakąś prostopadłą piłkę czy przerzut, to zawsze zrobi to „w punkt”. Podchodzi bez żadnej rozgrzewki i z dużego palca rzuca piłki tam, gdzie chce. Widać, że nogę miał i ma dalej ułożoną.
– I co na to Łukasz Grzeszczyk?
– Nie wiem (śmiech).
– Jesteś przykładem osoby, która znalazła się na dole, ale swoją cierpliwą i sumienną pracą sprawiła, że znów jest na górze. Cały rok, bez marudzenia, grałeś w rezerwach i w końcu dostałeś szansę, którą wykorzystujesz. Czy nie jest tak, że trudne sytuacje w życiu rodzinnym zahartowały cię na takie momenty?
– Mogę powiedzieć, że te momenty sprawiły, że bardzo się zmieniłem. Ale nie chciałbym za bardzo o tym rozmawiać. Wiadomo, było ciężko. Zmieniłem się jako człowiek, z większym dystansem podchodzę do pewnych rzeczy. Stałem się też na pewno po tym silniejszy, tak jak mówisz.
– Twój kontrakt z GKS Tychy kończy się w czerwcu 2020 roku. Rozmawiano już z tobą o jego przedłużeniu?
– Były wstępne rozmowy na ten temat.
– I co planujesz?
– Na razie wstępnie rozmawiamy.
– Czyli nie wykluczasz transferu? Jeśli na wiosnę również będziesz miał takie liczby, to kluby z Ekstraklasy muszą się tobą zainteresować.
– Jestem wychowankiem GKS. Kiedy stadion się budował, to czekałem tylko na to, by móc na nim zagrać.
Kiedy strzelasz bramkę przed swoimi kibicami, to uczucie jest wspaniałe. Zawsze chciałem dla GKS jak najlepiej i tak zostanie.
– Zawsze to GKS Tychy może awansować do Ekstraklasy i będziesz miał dwa w jednym.
– Świetnie, że to dodałeś. Dopisz to!
– Jaki masz plan na ten okres świąteczny?
– Chciałem wyjechać na jakieś wakacje, ale mam do nadrobienia kilka rzeczy na studiach. Jestem na drugim roku aktywności fizycznej i żywienia w zdrowiu publicznym i trochę mnie tam nie było przez ten sezon, więc chciałbym nadrobić nieco zaległości. Na szczęście mam indywidualny tok studiów, ale przez grudzień i styczeń chciałbym nieco ponadrabiać. Mam do 15 stycznia czas.
– Czego mogę ci życzyć na najbliższy czas?
– Zdrowia, grania…
– Unikania krwiaków na pośladkach...
– Zdecydowanie. Miałem przerąbane…
– Po meczu z Wartą Poznań musiałeś kupować spodnie w większym rozmiarze?
– Przez dwa tygodnie musiałem chodzić w dresach. Nie dało się nawet usiąść normalnie… Ale wracając, życz mi przede wszystkim zdrowia i grania.
– I tego ci życzę.
– Dzięki.