Bolko von Hochberg: Daisy? To tylko babcia (cz. 2)

0
Książę Bolko Graf von Hochberg, 2012 r., fot. J. Jędrysik
Reklama

„Jeden polski reporter mnie strasznie męczył: »To gdzie ta Daisy, gdzie Daisy?«. Powiedziałem w końcu: »Wie pan co? Dzień i noc po księżnej Daisy jeżdżą tiry«. No bo to jest prawda!”. Przypominamy drugą część rozmowy z księciem pszczyńskim Bolkiem von Hochbergiem. Wywiad ten po raz pierwszy ukazał się w książce „Stąd w świat. Rozmowy ze sławnymi osobami z Pszczyny i okolic” (wyd. LWP Echo, 2013).

Renata Botor-Pławecka: – Kiedy książę wrócił po wojnie po raz pierwszy do Pszczyny?

Książę Bolko von Hochberg: – Myślę, że to był 1975 rok.

– Wcześniej nie było okazji?

– Dopóki żyli moi wujowie [Hans Heinrich XVII, w rodzinie zwany Hanselem, i Aleksander, nazywany Lexelem, synowie księżnej Daisy i Hansa Heinricha XV – przyp. red.] nie miałem jakby prawa, kompetencji reprezentować rodu na Śląsku. Moi wujowie też nigdy tam nie pojechali, choć nie mieliby w sumie żadnych problemów, bo byli przecież Anglikami. Nie chcieli mieć jednak do czynienia z komunistami.

Reklama

W czasie tego pierwszego po wojnie przyjazdu odwiedził książę zamek?

– Byłem tam z przyjaciółmi. Nie mówiłem, kim jestem, bo nie miałem pojęcia, jak ta informacja zostanie przyjęta. Przyjechałem więc jako zwykły turysta.

–Jakie były wrażenia?

– To było zwykłe zwiedzanie, nie miałem żadnych zadań do wypełnienia. Zamek nie był w tak dobrym stanie, w jakim jest teraz. Ale jak na pałac, który przeszedł wojnę, był w relatywnie niezłej kondycji. Nie doszło do zniszczeń ani wewnątrz ani z zewnątrz.

– Kolejne wizyty?

– Kolejne wizyty były parę lat później – i wtedy już w zamku wiedzieli, że przyjadę. Były to jednak jeszcze takie czasy, że w Polsce raczej nie chciało się mieć kontaktu z Zachodem. Ludzie w muzeum byli bardzo „correct” i pełni rezerwy, nie za bardzo chcieli ze mną rozmawiać. Rozumiałem to jednak, bo wiedziałem o problemach. Działo się to jeszcze przed transformacją.

Dyrektor muzeum Janusz Ziembiński jednak się nie bał. Powiedział, że możemy mieszkać na górze, nie bał się ze mną rozmawiać czy cokolwiek mi pokazać. Można powiedzieć, że dyrektor Ziembiński był suwerenny.

– Siostry księcia też przyjeżdżały do Pszczyny?

– Tak, przyjeżdżały. Bo przecież mój ojciec i dziadek są pochowani w parku pszczyńskim. Obecnie dzieci ze szkoły podstawowej opiekują się ich grobami.

– Tak, ze Szkoły Podstawowej nr 1 im. Książąt Pszczyńskich.

– Zgadza się.

– Czyli to były przyjazdy na groby bliskich.

– Tak, ale w czasie naszych pierwszych wizyt te groby były w katastrofalnym stanie! Kamienie nagrobne leżały w stawie. Wyciągnęliśmy je z wody i postawiliśmy w miejscach pochówku mojego ojca oraz dziadka. Każdego roku, gdy przyjeżdżaliśmy do Pszczyny, kamienie nagrobne znowu leżały w stawie. Poszedłem do kościoła, by spytać, czy ktoś ma jakąkolwiek władzę nad tym, by coś z tym zrobić. W końcu dyrektor muzeum Janusz Ziembiński napisał do Warszawy, że nie może tak być, by co roku groby były rujnowane, i w ten sposób niejako zmusił miasto przynajmniej do przycementowania płyt. To był mój pierwszy krok. Drugi polegał na tym, że udało mi się wraz z miastem zbudować ogrodzenie (bo wcześniej groby były miejscem urządzania „pikników”). Potem wprawdzie był płot, ale z otwartą furtką, więc znowu tam robiono „pikniki”. Przyjaciele z Krakowa pomogli mi zorganizować drzwi z zamkiem. Miałem klucz do tej furtki. Dzięki temu w końcu grobowiec pozostał w spokoju.

– Czy dobrze zrozumiałam? Książę przyjeżdżał do Pszczyny i za każdym razem wyciągał płyty grobowe ze stawu?

– Tak. Każdego roku. Gdy szkoła podstawowa została nazwana imieniem Książąt Pszczyńskich (byłem obecny na nadaniu tego imienia), powiedziałem dyrekcji, że to nie jest reprezentatywne dla miasta, by grobowce moich przodków były niszczone. Usłyszałem zapewnienie: uczniowie będą się tymi grobami opiekowali. I to jest w zasadzie mój największy sukces na Śląsku: że teraz te groby są zadbane, ktoś się nimi opiekuje, pozostają w spokoju. Bo dzieci każdego roku przysyłają mi zdjęcia – na Wszystkich Świętych czyszczą nagrobki, kładą kwiaty, palą znicze. Byłbym wdzięczny, gdyby pani o tym napisała.

Książę w czasie uroczystości nadania szkole imienia Książąt Pszczyńskich (SP nr 1), maj 2007 r., fot. Renata Botor-Pławecka

– Już nie ma tam „pikników”, raczej nekropolię Hochbergów się obfotografowuje.

– O, to zdecydowanie lepiej.

– Co sobie książę myślał o Polakach, gdy każdego roku wyciągał ze stawów nagrobki?

Byłem oburzony i wściekły, ponieważ Polska to dla mnie jest kraj konserwatywny i katolicki – można powiedzieć: wzorzec. Takie sytuacje były więc dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Poza tym przecież moi przodkowie zbudowali oba kościoły w Pszczynie – katolicki i ewangelicki. Było więc dla mnie zupełnie niepojęte, że w kraju, który jest dla mnie przykładem wiary, konserwatyzmu, katolicyzmu, może dochodzić do takich aktów wandalizmu. Rosjanie zrobili to samo w Książu. Ale od Rosjan nie oczekuje się niczego innego.

Moi polscy przyjaciele też byli oburzeni niszczeniem grobów.

Książęca para nad grobami Hochbergów w parku pszczyńskim, na tzw. Kukułczym Wzgórzu; fot. Renata Botor-Pławecka

– W parku pochowany jest ojciec księcia, Bolko. Zmarł bardzo młodo, mając 26 lat. A książę miał wtedy 2,5 miesiąca. Znał go jednak książę pewnie z opowieści, chociażby wspomnianej niani.

– Tak, moja „Kinderschwester” była zawsze bardzo sprawiedliwa. Powiedziała mi tylko, że był za młody. Bo można powiedzieć, że był jeszcze nastolatkiem… Młody, bardzo grzeczny, uprzejmy, ale nie miał pojęcia o wychowaniu dzieci czy prowadzeniu domu. Dla mnie to jednak zrozumiałe, bo przecież był bardzo młody.

– Mówi się o niewyjaśnionych okolicznościach jego śmierci. Książę je zna?

– Nie.

– Nie próbował się książę dowiedzieć? W opracowaniach podaje się, że aresztowało go gestapo w Gliwicach.

– Moi wujowie zawsze mówili, że gestapo czy naziści doprowadzili do jego śmierci. Gdy byłem w archiwum w Pszczynie, pracująca tam pani mi powiedziała, że gestapo zamordowało wielu ludzi, ale na pewno nie mojego ojca.

– To co się mogło stać?

– Nie wiem. W zasadzie zmarłych powinno się już zostawić w spokoju, nie dociekać. Ale ja też nie wierzyłem, że gestapo zamordowało mojego ojca.

Dlaczego?

– Mój ojciec nie był ważny dla gestapo, więc dlaczego mieliby go mordować? Przecież jeszcze żył wtedy dziadek. Tymczasem mój ojciec chodził wtedy tylko na tańce, koktajl party, był całkowicie nieważny politycznie dla gestapo! To więc tylko raczej jakieś wymysły.

– Historyk dr Jerzy Polak, autor m.in. „Pocztu panów i książąt pszczyńskich” podejrzewa, że aresztowanie Bolka mogło być wynikiem intrygi jednego z jego braci.

Co może wiedzieć pan Polak? W ogóle nie czytam tego, co ludzie piszą, np. o mojej babci Daisy. Ani nie chcę tego słuchać. Piszą Polacy, Niemcy, Anglicy, Austriacy, ale nikt mnie nie pyta, czy to się zgadza.

– Miał książę kontakt ze starszymi braćmi swojego ojca – Hanselem i Lexelem?

– Oczywiście, lubiliśmy się. Aleksander wyjechał. Szukał nas po wojnie. Był bardzo rodzinny, bardzo lojalny, ale potem swoje życie inaczej ukształtował. Został z Hiszpanami, ze swoimi przyjaciółmi. Starszy wujek, Hansel, ówczesny książę, zawsze uważał, że jest Anglikiem. Bo jego matka była Angielką. Jeden raz był tylko krótko w Niemczech. Można powiedzieć, że Polska czy Niemcy dla niego nie istniały. Cóż, tak się zdarza i nie można tego zmienić. Chętnie bym mu zadał wiele pytań, ale on po prostu nie był w temacie, nie chciał nic wiedzieć, nie interesował się tymi sprawami. Polacy mi bardzo pomogli, bo praktycznie nie miałem żadnej informacji na temat rodziny. A cały czas starałem się czegoś dowiedzieć.

– Hansel i Lexel zmarli w tym samym 1984 roku, miesiąc po miesiącu, w różnych zakątkach świata. Ponoć byli ze sobą skłóceni.

– Tak, cały czas. A ja próbowałem się zawsze trzymać od tego z daleka.

– Ważną dla księcia postacią jest pradziadek, Hans Heinrich XI.

– Obecnie dużo czasu poświęca się mojej babce Daisy, ale faktycznie ważną osobą, która odgrywała dużą rolę, był jej teść. Daisy miała tylko możliwość zaistnienia na dworze dzięki rodzinie Hochbergów. Dlatego że ona była biedna, nie miała praktycznie pieniędzy.

– Dlaczego Hans Heinrich XI jest dla księcia tak ważny?

– Był reformatorem. Miał ideę i stworzył system socjalny dla naszych zakładów zarówno w Pszczynie, jak i w Książu. Praktycznie cała Rzesza przejęła model stworzony przez mojego pradziadka. Był to system przedstawiany na wielkiej wystawie i konferencji w St. Louis w 1904 roku jako model opieki socjalnej dla całego świata.

O zasługach mojego pradziadka opowiadałem na konferencji w Pszczynie [w 2012 roku]. Wtedy pan burmistrz stwierdził, że był to model współpracy europejskiej, dworu cesarskiego itd. A ja wtedy powiedziałem burmistrzowi, że to nie model stworzony przez dwór cesarski, ale model stworzony przez Ślązaków, bo są bardzo zdolnymi ludźmi, i to też trzeba podkreślać. Powinno się być z tego dumnym. Bo nie stoi za tym tylko jeden człowiek, lecz cała struktura. Można powiedzieć, że dziś żyjący Ślązacy, tak bardzo pracowici i uzdolnieni, to Ślązacy z czasów cesarza Wilhelma I, który był bardzo dobrym władcą i do tej pory to w Ślązakach pozostało.

– Dla księcia pradziadek Hans Heinrich XI był takim wzorcem do naśladowania?

– Największym wzorcem. Tak wielu wzorów do naśladowania też nie mamy w naszej rodzinie [śmiech].

– Najpopularniejsza w rodzinie jest jednak Daisy.

– Nie, to poza rodziną. Dla rodziny to jest tylko babcia.

– Książę nie miał z babcią żadnego kontaktu?

– Nie.

– A kontaktowała się z wnukami listownie?

Raz mi napisała kartkę (jest ona w zamku, zostawiłem ją tam). Musiałem coś do niej chyba wysłać i ona mi tylko w tej kartce dziękuje.

Kartka otrzymana od babci – księżnej Daisy, z życzeniami, pozdrowieniami i podziękowaniem za tulipana; pamiątka przekazana przez księcia do Muzeum Zamkowego, fot. R. Botor

– Rodzina wiedziała, co się dzieje z Daisy w czasie wojny? Interesowała się nią?

Jaka rodzina? Synowie byli w Anglii. Mój ojciec już nie żył. Moja mama miała inne problemy w czasie wojny. Daisy mieszkała w Wałbrzychu, w małym domu, z angielską opiekunką Dolly. Jako Angielka każdego dnia albo tygodnia musiała się zgłaszać na policji. Władze nie były zbyt uprzejme w stosunku do cudzoziemców, a szczególnie dla Anglików. Gdy wojna się kończyła, Dolly miała nadzieję, że z Niemiec ucieknie do Anglii [dołączyła do ludzi uciekających na Zachód przed oddziałami sowieckimi – przyp. red.]. Została zastrzelona na ulicy. To też los, który trudno zrozumieć. Była wierna, w bardzo wrogim otoczeniu, przyszło wyzwolenie i nagle została zastrzelona.

Na odwrocie kartki od Daisy – widok zamku w Książu, fot. R. Botor

– Daisy zmarła w 1943 roku. Wie książę, gdzie jest pochowana?

– Wiem mniej więcej. Została pochowana w mauzoleum w Książu. Mauzoleum zostało zniszczone przez Rosjan. Lojalni w stosunku do nas ludzie powyciągali kości, zebrali i pochowali prawdopodobnie gdzieś obok mauzoleum. Ten grób był znowu niszczony, plądrowany. Władze zadecydowały wtedy, by go przenieść na cmentarz ewangelicki w pobliżu Książa. I tam spoczął sarkofag Daisy. Wiemy gdzie, ale nie ma już tego cmentarza ewangelickiego. Biegnie tam teraz ulica Generała de Gaulle’a. Jeden polski reporter mnie strasznie męczył: „To gdzie ta Daisy, gdzie Daisy?” Powiedziałem w końcu: „Wie pan co? Dzień i noc po księżnej Daisy jeżdżą tiry”. No bo to jest prawda! Ale on nie chciał tego słuchać.

– Zachowały się w rodzinie pamiątki po Daisy?

– Nie. Miałem pas Daisy, ale przekazałem go muzeum. Podobnie jak oryginał dzienników księżnej i jej laskę.

Pas księżnej Daisy – srebrny, wysadzany turkusami, mierzący 56 cm; pamiątka przekazana przez księcia do Muzeum Zamkowego, fot. R. Botor

– Przyjaciółka księcia, Christine Rostworowska, zgłębia biografię Daisy…

A tak, prawie 20 lat pisze książkę [śmiech].

– Dowiedziała się może, co faktycznie łączyło Daisy i cesarza Wilhelma II? A może książę wie?

Można powiedzieć, że relacje, które łączyły moją babkę z cesarzem Wilhelmem, były relacjami typowo ojcowskimi. On był dużo od niej starszy. Oczywiście kontaktowali się, ale on był tak ekstremalnie protestancki i tak bardzo „correct”, że nie mógłby w jakikolwiek sposób odstąpić od reguł. Cesarz chętnie przestawał z Daisy, bo jego mama też była Angielką. Mógł porozmawiać sobie z Daisy w Berlinie w ojczystym języku swej matki. Ja to rozumiem.

– To jedna z tych rzeczy, o których książę mi powiedział, że wszyscy piszą o Daisy niestworzone historie (np. o romansie), a nikt nie spyta o to księcia?

– Nikt mnie nigdy nie pyta. A nawet gdy mnie pytają, piszą odwrotnie niż to, co powiedziałem.

Laska księżnej Daisy, pamiątka przekazana Muzeum Zamkowemu; fot. R. Botor

– Dlaczego Daisy jest aż tak popularna? Pszczyna i Wałbrzych zrobiły z niej nawet swoją ikonę.

Częściowo jest to uwarunkowane politycznie, ponieważ była Angielką. Gdyby pochodziła z domu berlińskiego, na pewno nie byłaby tak popularna. Pani Rostworowska chyba też tak myśli, no bo trzeba być realistą. Ale mnie to nie przeszkadza.

Wiele śląskich arystokratek bardzo mocno działało charytatywnie, służyło innym ludziom, ale nigdy o tym głośno nie mówiły. Tylko Daisy była zawsze w świetle reflektorów, śpiewała itd. Już w tamtych czasach była bardziej… ekstrawagancka.

Rękopis dziennika księżnej Daisy – w zbiorach Muzeum Zamkowego, fot. R. Botor

– A co książę myśli o tym, że powstaje deser Daisy, gadżety z Daisy itd.?

– To nic negatywnego, więc takim tendencjom po prostu trzeba pozwolić biec swoim rytmem. Pozwalam na nazywanie też np. ulic Daisy itd., ale ważne jest, by było to powiązane także z jej teściem Hansem Heinrichem XI, bo on jest symbolem tamtej epoki. Burmistrz Pszczyny obiecał, że będzie pojawiał się też Hans Heinrich XI. Było to mówione na tej konferencji w ratuszu.

– Pewne kontrowersje wzbudziło to, że Daisy nie lubiła Pszczyny, a robi się z niej główną postać tego miasta.

Uważam, że to źle zostało zinterpretowane na wspomnianej konferencji. Dla rodziny Hochbergów Daisy była panią na pierwszym miejscu w Książu. Zamek pszczyński był praktycznie zamkiem myśliwskim – dziś powiedzielibyśmy „daczą”. Pszczyna nie była też jej światem – jej mąż, znajomi, cesarz. No ale była księżną Pless! Nie księżną Książa, ale „Furtstin Pless!”. Jej mąż jest pochowany w Pszczynie, najmłodszy syn, czyli mój ojciec, więc samo przez się rozumie, że Daisy kojarzy się z Pszczyną. Bez wątpienia, w 100 procentach, może więc reprezentować Pszczynę.

[…] cdn.

październik 2012

Rozmawiała: Renata BOTOR-PŁAWECKA

Bolko Graf von Hochberg, VI książę pszczyński, urodził się w 1936 roku w Monachium jako syn hrabiego Bolka von Hochberga i hiszpańskiej arystokratki Klotyldy de Silva y Gonzales de Candamo. To wnuk księcia Hansa Heinricha XV i słynnej księżnej Daisy, angielskiej piękności. W 2000 roku został honorowym obywatelem Pszczyny.

© Tekst i zdjęcia są chronione prawami autorskimi. Kopiowanie bez zgody autorki jest zabronione.

Zobacz też:

Bolko von Hochberg: Daisy? To tylko babcia (cz. 1)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj