„Dyrygent permanentnych intryg”. Proces dyrektora MOPS-u w Bieruniu

0
Zeznaje świadek N. S.; fot. J. Jędrysik
Reklama

W piątek 3 czerwca br. w Sądzie Rejonowym w Tychach (Wydział Karny) odbyła się kolejna rozprawa, w której na ławie oskarżonych zasiada Piotr Ć., dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bieruniu. Prokuratura zarzuca mu m.in., że w latach 2016-2019 psychicznie znęcał się nad podwładnymi i naruszał ich prawa pracownicze. Na rozprawie z 3 czerwca zeznania składało dwoje świadków – byłych już pracowników bieruńskiego MOPS-u. Mówili, że oskarżony plotkował i manipulował ludźmi, skłócając ich. Padły też określenia: „wirtuoz ludzkich słabości” i „dyrygent permanentnych intryg”.

Rozprawa rozpoczęła się jednak od oświadczenia oskarżonego dyrektora odnoszącego się do zeznań świadka K. J. (byłej pracownicy MOPS-u), złożonych na poprzednim posiedzeniu sądu. Piotr Ć. podważył wiarygodność tego świadka. – Twierdziła, że zarzuty wobec mnie są słuszne, choć szczegółowo nie powinna znać ich treści. Miała być naocznym świadkiem moich niewłaściwych zachowań wobec poszkodowanej S. S., tymczasem zarzuty wobec mnie odnośnie S. S. obejmują okres po zakończeniu przez świadka pracy w MOPS-ie. Podobnie było w przypadku poszkodowanych I.G., J. J.-K., A. B. i A. Ł.

„Świadek skłamała”

Piotr Ć. oświadczył, że świadek K. J. skłamała, kiedy powiedziała, iż nie uczestniczyła w spotkaniu z burmistrzem Bierunia w domu radnej Krystyny Wróbel (dotyczyło ono sytuacji w ośrodku i odbyło się już po odejściu K. J. z pracy). – Była tam, co udowodnimy na dalszym etapie procesu.

Oskarżony mówił, że świadek K. J. podawała sprzeczne informacje. Z jednej strony mówiła, że nie rozmawiała z poszkodowanymi na temat sytuacji w MOPS-ie, a innym razem sześć razy wskazywała, że ma wiedzę z relacji pokrzywdzonych. – K. J. zeznała, że poszkodowaną J. J.-K. poznała, gdy nie była już pracownicą ośrodka. Spotykały się prywatnie i rozmawiały. Plotki… Jedna pani drugiej pani… To dowodzi, że treść zeznań tego świadka była zaplanowana.

Piotr Ć. wskazał ponadto, że od marca 2020 roku, kiedy rozpoczynało się postępowanie przygotowawcze prowadzone przez policję „w sprawie”, a nie przeciwko niemu (nie miał jeszcze postawionych zarzutów), chodzi o pogrożenie go, czego oskarżony nie jest w stanie zrozumieć.

Reklama

Kolejnym zeznającym świadkiem była N. S., która pracowała w bieruńskim MOPS-ie w latach 2010-2019 jako wychowawca świetlicy i pracownik socjalny, obecnie jest nauczycielem pedagogiem.

„Nie myślałam, że będę musiała go jeszcze oglądać”

Świadek stwierdziła, że bardzo się stresuje i prosi, aby na czas jej zeznań oskarżony opuścił salę rozpraw. – Obecność dyrektora źle na mnie wpływa. Zwalniając się kilka lat temu, nie myślałam, że będę musiała go jeszcze oglądać i mówić na jego temat – mówiła N. S. Adwokat pokrzywdzonych kobiet przychyliła się do wniosku N. S. twierdząc, że silny stres może wpłynąć na sposób składania zeznań. Z kolei obrończyni oskarżonego stwierdziła, że ze stresem świadka chyba nie jest tak źle, skoro do sądu przyszła uśmiechnięta i mówiła na korytarzu, że chciałaby posłuchać co o oskarżonym mówią inny świadkowie (wtedy adwokat pokrzywdzonych pouczyła ją, że nie może znajdować się na sali podczas zeznań innych osób).

Sędzia uznała, że sam stres świadka nie jest powodem, aby oskarżony opuszczał salę rozpraw (w sądzie prawie każdy odczuwa stres). Musiałaby zaistnieć jakaś wyjątkowa okoliczność. Ponadto oskarżony ma prawo przysłuchiwać się zeznaniom świadka i zadawać mu pytania.

N. S. zeznała, że relacje w MOPS-ie zawsze były napięte. Wiele osób bało się chodzić do pracy. – Wnioskowałam to po ich zachowaniu. Stres zżerał pracowników od środka, co rzutowało też na relacje w naszych rodzinach. Czasem odreagowywaliśmy napięcie na najbliższych. Sam dyrektor, jak był wzburzony często trzaskał drzwiami i krzyczał. Widziałam zapłakaną S. S czy I. G. po rozmowach z dyrektorem. I. G. często mówiła nam, że znowu coś źle zrobiła, że musi coś poprawić i że nie nadaje się do pracy.

Obawiały się zemsty

– A. B. powiedziała mi, że już nie wytrzymuje tego, że dyrektor obgaduje pracowników. Wtedy w naszym dziale powstało pismo, w którym informowaliśmy o złej sytuacji w ośrodku. Ostatecznie nie wysłaliśmy go nigdzie, bo trzy osoby, obawiając się zemsty dyrektora, nie chciały, aby ich nazwiska znalazły się pod jego treścią. Wcześniej uznaliśmy, że dokument wysyłamy jako cały dział albo w ogóle.

– Dyrektor zawsze mówił, że ma znajomości wśród radnych miejskich i w różnych firmach. Istniała obawa, że kiedy zmienimy miejsce pracy, zadzwoni do naszego nowego pracodawcy, aby nas zdyskredytować – mówiła N. S. – W moim przypadku to się sprawdziło. W 2013 roku dostałam ofertę pracy na kierowniczym stanowisku z Bieruńskiego Ośrodka Kultury. Z niewiadomych mi wówczas przyczyn tej pracy nie otrzymałam. Po latach dowiedziałam się dlaczego. Jednej z koleżanek przypomniało się, że kiedy wiozła swoim prywatnym samochodem dyrektora MOPS-u i dyrektor Bieruńskiego Ośrodka Kultury, nasz szef mówił, iż nie jestem dobrym kandydatem na kierownicze stanowisko w BOK-u, bo jako świeża mężatka zaraz zajdę w ciążę, ucieknę na urlop macierzyński i po co w BOK-u taki pracownik.

Kierowanie skłóconym zespołem

Świadek N. S. zeznała, że dyrektor mówił, iż najlepiej steruje się skłóconym zespołem. – Ja mu wtedy odpowiedziałam, że rok pracowałam w Anglii i tam nie byłby on dyrektorem nawet jeden dzień. Ponieważ na Wyspach stawia się na jedność i zżycie załogi.

Świadek N. S. dokonała swoistej analizy stylu zarządzania dyrektora. – Kierownik I. G. była od nas izolowana. Mieliśmy poczucie, że coś jest nie tak, że może ona na nas donosi. Często było tak, że jedna osoba była wywyższana przez dyrektora. Zawsze był też ktoś, na kim koncentrowała się niechęć szefa (tzw. faza). W obu przypadkach chodziło o to, żeby reszta załogi nie chciała rozmawiać z taką osobą. Wytwarzała się atmosfera braku zaufania i podejrzeń.

N. S. mówiła, że dyrektor miał dobre relacje z niektórymi pracownikami i dużą wiedzę o ich życiu prywatnym, ale potem wykorzystywał to, aby ich gnębić. Początkowo taki pracownik myślał: „to jest mój kolega, on nie może zrobić mi krzywdy”. – Jak szef nas lubi, to wydaje się nam, że mamy dobrą sytuację zawodową i czujemy się pewnie. Tymczasem narastały szykany wobec takiej osoby i dodatkowe polecenia, którym trudno było odmówić.

Zeznaje świadek A. M.; fot. J. Jędrysik

Przypadek A. M.

Przykładem takiego pracownika był A. M. Musiał na przykład kosić trawę wokół ośrodka, choć był pracownikiem socjalnym. – A. M. był smutny i zdenerwowany. Mówił mi, że przeżywa pracę i pogarszającą się relację z dyrektorem. On gasł. Powiedział mi, że dyrektor się na niego uwziął, że nienawidzi dyrektora za to, jak on go traktuje.

– A. M. miał wtedy trudny okres, wpadł w szpony alkoholizmu. Mówił do dyrektora „pomóż mi”… Chodziło o to, żeby wspomóc go w poszukiwaniu dobrych terapeutów. Dyrektor znał takich. Niestety, w moim odczuciu, ten pracownik nie otrzymał pomocy od MOPS-u. W zamian został ośmieszony. Dyrektor, pod płaszczykiem troski o niego, rozpowiadał w ośrodku, że „A. M. nadużywa alkoholu i musimy mu pomóc”. W ten sposób wypłynęły dane wrażliwe, o których załoga nie powinna wiedzieć.

Hormon stresu

N. S. zeznała także, ze długo nie mogła zajść w ciążę. Z badań wyszło, że ma w organizmie bardzo wysoki poziom kortyzolu – tzw. hormonu stresu. Specjaliści nie wykryli innych przeciwwskazań do zajścia w ciążę. Po urodzeniu pierwszego dziecka wróciła do pracy, ale okazało się, że przygotowano dla niej nowe obowiązki w nowym miejscu. Praca miała odbywać nawet do 19.00. Świadek była wtedy matką karmiącą piersią, poza tym żłobek nie był czynny tak długo. – Kierownik K., powołując się na dyrektora, powiedział, że nie ma dla mnie powrotu na poprzednie stanowisko pracy. Tymczasem sam dyrektor pytał, dlaczego z tym problemem nie przyszłam do niego. Według mnie to była tylko taka gra… Dlatego po 9 latach pracy w MOPS-ie złożyłam wypowiedzenie.

W odczytanych przez sędzię zeznaniach, które N. S. złożyła w komendzie policji, pojawił się wątek dyrektora jako „siewcy plotek”. Mówił, że będą rozwody, bo dwie pracownice mają romans z policjantem. Ktoś złapał świerzb z brudu. Jedna z kobiet była nazywana Fioną (dyrektorowi przypominała postać z kreskówki „Sherk”). Z kolei pracownica świetlicy była krytykowana, że ma tłuste włosy i nie potrafi się ubrać, a jej dzieci same kwalifikują się do opieki w świetlicy MOPS-u.

Po wystąpieniu N. S. odniósł się do niego oskarżony. Powiedział, że nie przypomina sobie rozmowy z dyrektor Bieruńskiego Ośrodka Kultury na temat świadka. – Po urodzeniu dziecka N. S. zadzwoniła do mnie, że nie wróci do pracy w MOPS-ie, bo zatrudni się w przedszkolu. W związku z tym prosiła mnie o szybkie rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Zgodziłem się na to. Podziękowała i była mi wdzięczna. Otrzymałem wówczas kwiaty – oświadczył dyrektor.

Gnębienie a kandydowanie na burmistrza

Podczas rozprawy w dniu 3 czerwca rozpoczął zeznania kolejny świadek A. M., który pracował w MOPS-ie jako asystent rodziny i pracownik socjalny do października 2018 roku. Mówił on, że początkowo łączyła go z oskarżonym dobra znajomość. Po pracy często rozmawiali telefonicznie na tematy zawodowe. Potem te relacje się pogorszyły.

– Miałem problem alkoholowy. Prosiłem dyrektora o pomoc. Chodziło o psychoterapeutę. Nie otrzymałem wsparcia. Oskarżony wykorzystał wiedzę o moim problemie przeciwko mnie. Nasiliło się to w 2018 roku, kiedy postanowiłem kandydować na burmistrza Bierunia. Rozpowiadał w pracy i poza nią, że nadużywam alkoholu. Radni miejscy plotkowali na ten temat. W kontekście startu w wyborach dyrektor sugerował, żebym się zastanowił co robię.

Adwokat poszkodowanych zapytała A. M., czy nazwał kiedyś dyrektora „wirtuozem ludzkich słabości” i „dyrygentem permanentnych intryg”? Świadek nie zaprzeczył. Stwierdził, że oskarżony słyną z tego, że lubił manipulować ludźmi. Plotkował, doprowadzał do skłócenia się pracowników.

A. M. powiedział, że początkowo jako dobry kolega dyrektora woził go samochodem, na jego polecenie kosił trawnik wokół ośrodka. – Kiedy byłem już niewygodny, czułem się szpiegowany przez kierownika K. To była przesadna ingerencja w moje sprawy. Kiedy byłem na zwolnieniu L4 samochód z kierownikiem i dyrektorem przejeżdżał koło mojego domu, zataczał koło i ponownie pojawiał się pod moim miejscem zamieszkania.

Kolejną rozprawę sędzia wyznaczyła na 29 lipca br.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj