Bolko Hochberg von Pless: Daisy? To tylko babcia (cz. 3)

0
Podczas wywiadu z księciem w Monachium. Na pierwszym planie książę Bolko i młody Bolko, syn Petera, w głębi przeprowadzająca wywiad Renata Botor-Pławecka, tłumaczka języka niemieckiego Danuta Wencel i księżna Lilli, fot. Jarosław Jędrysik
Reklama

27 sierpnia br. zmarł Bolko Hochberg von Pless, wnuk słynnej księżnej Daisy. Publikujemy ostatnią część rozmowy przeprowadzonej z księciem pszczyńskim w 2012 roku w Monachium. Wywiad ten po raz pierwszy ukazał się w książce „Stąd w świat. Rozmowy ze sławnymi osobami z Pszczyny i okolic” (wyd. LWP Echo, 2013). W tej części książę von Pless opowiada m.in. o tym, co myśli o filmie „Magnat”.

Renata Botor-Pławecka: – Wielu Polakom zamek pszczyński kojarzy się z filmem „Magnat”. Miał go książę okazję oglądać albo słyszał o nim?

Książę Bolko von Hochberg: – Widziałem. To okropny, komunistyczny film. Historycznie – nonsens, totalny nonsens. Nie jest dla mnie interesujący ani nie chcę go komentować. To był film robiony pod wpływem NRD.

– Pojawiają się tam różne sensacyjne wątki związane z rodziną, rodzicami księcia. Jest w księciu żal, że te właśnie wątki są eksponowane?

– Przeszkodzić temu nie można. Gdy się pani przyjrzy, co robi angielska prasa z domem królewskim w Anglii… Po prostu trzeba to przemilczeć i tyle. Takie rzeczy w ogóle mnie nie obchodzą i mi nie przeszkadzają. Rozmawiałem z młodymi dziennikarzami w Polsce i oni mówią: „Przecież to super, że można robić filmy o swojej rodzinie” [śmiech].

Reklama

– Ten film w warstwie historycznej jest według księcia zły. A czy artystycznie książę tak samo źle go ocenia?

– Artystycznie jest komiczny. Jeden z aktorów – o nazwisku Hoppe – był najlepszym aktorem byłego NRD, za czasów Honeckera. Grał Augusta II Mocnego, elektora Saksonii w czasach NRD-owskich. I „sensacyjnie” dobrze zagrał wtedy tego króla. Ale też oczywiście aktorzy grają wszystko i nie można ich obarczać za to odpowiedzialnością…

To, co było bardzo źle zrobione i w ogóle rozminęło się z historią, to chociażby przedstawienie np. mojego dziadka, który w filmie cały czas tylko stoi i pije wódkę. To po prostu niemożliwe, nie pasuje to zresztą do śląskiej tradycji, a już w ogóle nie do pomyślenia było na dworze berlińskim. Tam była przecież dyscyplina jak w wojsku.

– Nikt, jak rozumiem, nie konsultował np. scenariusza, nie kontaktował się z rodziną księcia.

– Nie. To były czasy komunistyczne. Zresztą gdyby mnie o coś Niemcy ze Wschodu pytali, nigdy bym z nimi nie rozmawiał. Ale taki film się zapomina i nie chce się o nim wspominać.

– Zostawiając już film, dziadek księcia, Hans Heinrich XV, nie jest tak dobrze oceniany pod względem prowadzenia interesów jak Hans Heinrich XI. Bo pojawiły się poważne problemy. Państwo przejęło jego majątek na poczet zaległości podatkowych itd.

– Po I wojnie trwała prywatna wojna pomiędzy polskim wojewodą Grażyńskim a moim dziadkiem. Dziadek nie płacił podatków, bo do I wojny w ogóle żadnych podatków się nie płaciło państwu, monarchia była jakby od tego zwolniona. Dziadek w ogóle więc nie wiedział, co to podatek, było to coś nowego. Trzeba było na rzecz państwa uiszczać inne rzeczy, ale nie był to podatek od posiadłości.

Oczywiście dziadek popełniał błędy. Jak powiedziałem jednak, trwała wojna osobista między Grażyńskim a nim. Można powiedzieć, że wojna między młodą demokracją a starą monarchią, uwarunkowana również politycznie.

Wielu Polaków, którzy znali dziadka i zajmowali się jego historią, wiedziało, że wstawiał się na dworze pruskim za Polakami. Ale wiedzieli o tym tylko ci, którzy byli blisko i tym się zajmowali. To jasne, że ci, którzy przybyli później do zarządu na Śląsku, przyjechali z centralnej Polski i chcieli jakby doprowadzić do przejęcia władzy nad monarchią.

To sytuacja, którą trudno wytłumaczyć.

–?

– Bo mieliśmy też inne włości, w pobliżu Poznania. Po I wojnie zostało to przywrócone do Polski. Ale tam nie było żadnych problemów, nie było żadnej walki. Nowa polska demokracja współpracowała, były całkiem normalne stosunki. A w Pszczynie wybuchła otwarta wojna.

Dla mojego dziadka I wojna była końcem epoki, czegoś, co przeszło już do historii. Jego najstarszy syn Hansel nie miał praktycznie żadnego politycznego doświadczenia i wyczucia. Tylko Aleksander z moim ojcem byli związani z Warszawą i wspólnie próbowali coś zaaranżować. I tak nam jednak dobrze szło, bo straciliśmy dużo lasów, ale posiadłości były tak wielkie, że nie odgrywało to dużej roli. Zatrzymaliśmy wszystkie kopalnie węgla i browar. Można było pokojowo dojść do porozumienia. Ale jeśli cały czas się kłócono, było ciężko.

Czasy są różne.

– Książę jest obecnie głową rodu Hochbergów, prawda?

– Tak. „Szefem klanu” [śmiech].

– Następcą zostanie Peter von Hochberg.

Książę Bolko von Hochberg i hrabia Peter von Hochberg (następca), Pszczyna, 2017 r., fot. Renata Botor-Pławecka

– Zgadza się. To mój chrześniak i następca. A jego syna mogę zaraz przedstawić, bo jest w pokoju obok. Ma na imię Bolko. Peter nie mieszka w Monachium, tylko w Dusseldorfie. Za to Bolko studiuje w Monachium – budowę maszyn, bardzo trudne studia.

– Jakieś przywileje wiążą się z tytułem głowy rodu?

– W Niemczech żadne przywileje się z tym nie wiążą.

– A obowiązki?

– Takie, żeby się młody Bolko uczył, także języka polskiego [śmiech].

Z młodym Bolkiem, synem Petera von Hochberga, Monachium, 2012 r., fot. J. Jędrysik

– A w Pszczynie książę czuje się jak gość, czy jak u siebie?

– Jak w domu oczywiście!

– Są jakieś ulubione miejsca?

– To zależy od pory roku. Latem jest to park. Z lat dziecinnych nie przypominam sobie zbyt dużo, jeśli chodzi o salony, ale częściej przebywałem na tych wyższych piętrach zamku.

– Jak się układa współpraca z Muzeum Zamkowym?

– Zawsze była dobra.

– I za dyrektora Ziembińskiego, i za dyrektora Klussa?

– Tak. Jestem członkiem honorowym Rady Muzeum Zamkowego w Pszczynie.

– Wizyta księcia w Pszczynie w kwietniu 2012 roku, w dniu urodzin, sprawiała wrażenie takiej „podróży sentymentalnej”.

– Nie, nie. To była wizyta tylko związana z konferencją w ratuszu.

– No ale przedstawił książę dziennikarzom swoją żonę, poślubioną na początku roku…

– A tak. Potem chciałem moją piękną żonę sfotografować na ławeczce Daisy, ale mój aparat nie funkcjonował. Pani mi pomogła, było bardzo miło, a najważniejsze, że mi pani przesłała te fotografie i to bardzo szybko. Bo sfotografować to mało.

Konferencja w ratuszu w 2012 r. z udziałem księcia Bolka, fot. Renata Botor-Pławecka

– A może mi książę powiedzieć coś więcej o żonie, Lilli. Jak się poznaliście?

– To długa historia, więc poproszę, żebyście przyszli jutro rano [śmiech]. Znamy się bardzo długo. Żona bardzo mi pomogła… Trudno jest na przykład podróżować samemu. Chodzi o jazdę samochodem, ale ta strona emocjonalna również jest do przeżycia piękniejsza, jeśli się ma kogoś towarzyszącego. Chodzi też o różne praktyczne sprawy, jak np. prowadzenie protokołu dyplomatycznego, czyli „tego jeszcze nie pozdrowiłeś”, „z tym musisz jeszcze się przywitać” itd. Samemu czasem trudno w takim nawale spraw się skoncentrować. Wiem, że robię błędy. Zawsze było mi więc miło, gdy miałem towarzystwo mojej obecnej żony i nie musiałem sam podróżować.

Na konferencji w ratuszu [w kwietniu 2012 roku – przyp. red.] cały czas było mówione tylko o Daisy i Daisy, a ja już byłem tym zmęczony. I w końcu powiedziałem: „Wiecie co, coś wam powiem. Wy macie swoją Daisy, a ja mam swoją Lilli”.

– Księżna Lilli już bywała wcześniej w Pszczynie?

– Tak, często. Bardzo lubi Pszczynę. Zawsze bardzo chwali burmistrza za platany na rynku, bardzo się jej podobają. Uczyła się trochę języka polskiego.

– Córka księcia z pierwszego małżeństwa też przyjeżdża do Pszczyny?

– Nie, w zasadzie nie. Ma inne zainteresowania.

– A była w Pszczynie?

– Nie wiem. Moim problemem jest moja praca, mój następca.

Podczas Ogrodów Daisy w Pszczynie, 2017 r., fot. Renata Botor-Pławecka

– Miał książę okazję zwiedzić różne zakątki Polski?

– Książ, Kraków, Warszawę, Wrocław, Częstochowę. Wybieram się wkrótce do Polski, do Kliczkowa, między Zgorzelcem a Jelenią Górą. Jest tam duży zamek.

– Jest tam coś ważnego?

– Znalazłem w Internecie informacje o kamieniu nagrobnym upamiętniającym Hansa Heinricha XI. Córka Hansa Heinricha XI wyszła za mąż za pana Solms, władcę z tego zamku w Kliczkowie. Chcę porozmawiać z tamtejszym burmistrzem i zobaczyć, w jakim stanie jest kamień. Jeśli jest zniszczony, chciałbym go zabezpieczyć. Przyjaciele z Książa umawiają mnie na to spotkanie. To jeden z nielicznych kamieni pamiątkowych.

– Dla księcia są bardzo ważne miejsca pamięci związane z rodziną.

– Tak. A na ten kamień natrafiłem przypadkowo. Wybieram się więc do Polski.

– Nie przyszła księciu kiedykolwiek myśl, by odzyskać zamek pszczyński?

– Nie mam takich zamiarów. Wcześniej, gdy przyjechaliśmy do zamku, komunistyczna prasa napisała: przyjechali Hochbergowie i pewnie będą chcieli zamek odzyskać. Gdybym chciał odebrać zamek, nie woziłbym tam tych pamiątek, nie przekazywałbym ich. Poza tym są to tak duże posiadłości, że nie da się tego utrzymać. Ile trzeba by mieć służby. To nie jest tak jak kiedyś. Oprócz tego już nie ma dawnych sąsiadów, nie znam języka, nie jest to po prostu realne.

– A w rodzinie była kiedykolwiek taka myśl, by odzyskać dawne dobra Hochbegrów?

– Nie. Ale też tylko ja mógłbym to zrobić.

– Jak się księciu mieszka w Monachium? Jak tu książę najczęściej spędza czas?

Moja żona gra w brydża, a ja zajmuję się jej rachunkami [śmiech]. Ja w brydża nie gram. Grywałem, ale głównie z Polakami. Jeden był nauczycielem brydża, teraz jest w domu starców, drugi zmarł. Polacy byli najlepszymi graczami. Były to osoby zaangażowane w radio Wolna Europa.

– Ponoć pasją księcia są komputery.

– To nie pasja, obsługuję komputer, bo nie mam sekretarki.

– Są w Monachium inne rody arystokratyczne, z którymi się książę kontaktuje?

– Bawarskie i śląskie. Spotykamy się na mieście albo w domu.

– Ma książę ulubione miejsca w Monachium? W jednym z listów wymienił mi książę Willę Pless i dom swojej matki…

To nie są moje ulubione miejsca, tylko związane z moją rodziną. W „Willi Pless” mieszkała Diasy (nazwa funkcjonowała tylko za życia babki). Moja mama miała nieco mniejszą willę. Nie ma tam dziś nic do zobaczenia, choć budynki stoją.

– To które miejsca w Monachium są najważniejsze dla księcia?

– Nie mam takich.

Dawna willa księżnej Diasy w Monachium (Willa Pless), fot. R. Botor-Pławecka

październik 2012

Rozmawiała:  Renata BOTOR-PŁAWECKA

Bolko Graf von Hochberg, VI książę pszczyński, urodził się w 1936 roku w Monachium jako syn hrabiego Bolka von Hochberga i hiszpańskiej arystokratki Klotyldy de Silva y Gonzales de Candamo. To wnuk księcia Hansa Heinricha XV i słynnej księżnej Daisy, angielskiej piękności. W 2000 roku został honorowym obywatelem Pszczyny.

Spotkanie w Pszczynie. Obok księcia prof. Paweł Krzystolik, prezes Towarzystwa Przyjaciół Zamku i przyjaciel księcia, 2014 r., fot. z arch. Renaty Botor-Pławeckiej
Jedno ze spotkań w Pszczynie. Od lewej: Peter von Hochberg, księżna Lilli, dziennikarka „Nowego Info” Renata Botor-Pławecka, książę Bolko, Pszczyna, 2017 r., fot. z arch. R. Botor-Pławeckiej

©Tekst i zdjęcia są chronione prawami autorskimi. Kopiowanie bez zgody autorki jest zabronione.

Czytaj też:

Bolko von Hochberg: Daisy? To tylko babcia (cz. 1)

Bolko von Hochberg: Daisy? To tylko babcia (cz. 2)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj